You are currently browsing the tag archive for the ‘Pycha’ tag.

„Błogosławiony sługa, który nie uważa się za lepszego, gdy go ludzie chwalą i wywyższają, niż wówczas, gdy go uważają za słabego, prostego i godnego pogardy; ponieważ człowiek jest tylko tym, czym jest w oczach Boga i niczym więcej. ”
św. Franciszek

Często wydaje nam się, że pokora polega na umniejszaniu swoich zasług, poczuciu niegodności, słabości, grzeszności. „Kim ja jestem żeby Bóg tak mnie kochał” a takie myślenie nie jest pokorą, jest pychą, największą z możliwych. Pychą która chce Bogu najwyższemu mówić kiedy, i za co, może i powinien kochać człowieka. Stąd się wziął pierwszy grzech- ludzie chcieli wiedzieć, co jest dobre a co złe, tak jak wiedział Bóg. A pokora jest czymś zupełnie innym. Pokora pozwala nam stanąć w prawdzie przed samym sobą i przed Bogiem. Uznania prawdy o nas samych, wszystkich pozytywnych i negatywnych cech, które w sobie mamy. I co najważniejsze- uznania Boga za jedyne źródło, przyczynę i dawcę naszego dobra. Wychwalania Boga w każdym naszym dobrym działaniu. „Nie nam, lecz Twemu imieniu”. „Wszystko co Bóg stworzył było dobre.” Wszystko. Nie widzimy siebie takimi jakimi widzi nas Bóg. A On jest w stanie uzdolnić nas do dobrych czynów we wszystkim co mamy. Bez względu na to, czy jesteśmy cholerykami czy flegmatykami, ludźmi wylewnymi czy zamkniętymi w sobie, odważnymi czy zachowawczymi. W tym wszystkim jesteśmy „Bożymi”. Pięknymi Bożym pięknem. Bóg chce nas Zbawić, uczynić narzędziami w swoim ręku. On wie, jacy jesteśmy, wie z czym sobie poradzimy, wie w czym odczujemy radość, co da nam szczęście wieczne. On wie, nie my! I to jest właśnie nasza pycha i brak pokory- chęć poznania zamysłów Boga od kropki do kropki. Chęć poznania odpowiedzi na wszystkie nasz pytania. A Bóg jest Bogiem. Nie musi się przed nami tłumaczyć, nie musi nam wyjaśniać. Może, czasem tak się dzieje ale kiedy nie, to nie możemy mieć do Niego pretensji. Bóg jest naszym Ojcem. Powinniśmy Mu jedynie ufać i Go kochać. Ufać i pozwalać Mu działać. Jego Miłość wystarczy!

W teorii proste. A w praktyce jak bardzo trudne do wykonania… Po prostu ufać i kochać…
Moja małość wobec Twojej potęgi Boże. Moja wielkość w Twoim uświęceniu.

„Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we mnie wierzcie. Ja jestem Drogą i PRAWDĄ i Życiem
Wierzcie Mi”

J 14, 1- 12

***

„Dziękuję Ci po prostu za to, że Jesteś

za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logicznaza to,
że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe
za to, że Jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny
za to, że jesteś już odnaleziony
i nie odnaleziony jeszcze
że uciekamy od Ciebie do Ciebie
za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie
za to, że to, czego pojąć nie mogę – nie jest nigdy złudzeniem
za to, że milczysz.
Tylko my – oczytani analfabeci
chlapiemy językiem”

x. Twardowski

Jezu! Naucz mnie, proszę, prostej Bojaźni Bożej!

Nie tej, która paraliżuje, ale tej która nie pozwala odejść. Tej, która każe mi wymagać od siebie i nie rezygnować. Bojaźni, która jest fascynacją, zauroczeniem, tęsknotą. Bojaźni, która za nic nie chce pozwolić mi oddalić się od Ciebie, Boże, bo tylko Ty możesz we mnie wszystkiego dokonać. Abym drżała ze strachu kiedy zgrzeszę, nie dlatego, że boję się kary, ale dlatego, że nie potrafię żyć bez Ciebie, bo jestem wtedy jak ślepy we mgle.

„Bojaźń Boża chroni od pychy. Bojaźni Bożej musi towarzyszyć dziecięca ufność w Boże miłosierdzie i niezłomna wiara w Jego wierność, że nas podtrzymuje”

1 P 5, 10


Jaka jest moja modlitwa w chwilach kiedy dzieje się coś złego,nieplanowanego albo planowanego inaczej; w sytuacjach bez wyjścia? Pełna skruchy i zawierzenia, ufności, pokory i uniżenia czy pretensji, pychy, krzyku i żalu? Jak naprawdę ufa moje serce?

Eksploduję. Prawie za każdym razem kiedy coś nie idzie po mojej myśli. Kiedy bardzo bym czegoś chciała, a to się nie dzieje . I nie umiem zamknąć się wtedy w sobie, przeżywać tego wewnętrznie, jednocześnie nie obciążając ludzi mi bliskich raz, że moimi problemami a dwa, że złymi uczuciami . Jak wulkan zalewam innych swoją złością po to, żeby było mi łatwiej, wyżyję się, wygadam, posłucham rad. A jedyne słuszne rady może mi dać Bóg. Jedynie On wie, czego pragnie moje serce i co będzie dla mnie dobre [Mt 6, 8].  Tylko Bóg jest w stanie dowartościować moje działania. Tylko Bóg ma słowa dające życie wieczne, którymi powinnam przepełnić swoje życie.

„Dręczono Go, lecz sam pozwalał się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak on nie otworzył ust swoich” [Iz 53, 7]

Co to jest prawdziwa radość? – wg św Franciszka

” Przybywa posłaniec i mówi, że wszyscy profesorowie z Paryża wstąpili do zakonu- to nie prawdziwa radość.
Że tak samo uczynili wszyscy prałaci z tamtej strony Alp, arcybiskupi i biskupi, również król Francji i Anglii- to nie jest prawdziwa radość.
Tak samo, że moi bracia poszli do niewiernych i nawrócili wszystkich do wiary; że mam od Boga tak wielką łaskę, że uzdrawiam chorych i czynię wiele cudów- w tym wszystkim nie kryje się prawdziwa radość.

Lecz co to jest prawdziwa radość? Wracam z Perugii i późną nocą przychodzę tu, jest zima i słota, i tak zimno, że u dołu tuniki zwisają zmarznięte sople i ranią wciąż nogi, i krew płynie z tych ran. I cały zabłocony, zziębnięty i zlodowaciały przychodzę do bramy; i gdy długo pukałem i wołałem, przyszedł brat i pyta: Kto jest? Odpowiedziałem: Brat Franciszek. A ten mówi: Wynoś się; to nie jest pora stosowna do chodzenia; nie wejdziesz. A gdy ja znowu nalegam, odpowiada: Wynoś się; ty jesteś człowiek prosty i niewykształcony. Jesteś teraz zupełnie zbyteczny. Jest nas tylu i takich, że nie potrzebujemy ciebie. A ja znowu staję przy bramie i mówię: Na miłość Bożą, przyjmijcie mnie na tę noc. A on odpowiada: Nic z tego. Idź tam, gdzie są krzyżowcy i proś.

Powiadam ci: jeśli zachowam cierpliwość i nie rozgniewam się, na tym polega prawdziwa radość i prawdziwa cnota, i zbawienie duszy. ”

Nie ma żadnego pocieszenia, satysfakcji. Prawdziwa radość polega na tym, że znikąd nie ma pocieszenia a ja jestem spokojna. Radością nie jest cierpienie św Franciszka. Radością jest to, że się nie wściekam. Bóg mnie umacnia. To nie to samo co pocieszenie Boga mnie umacnia. Kiedy On nie robi nic, a ja opierając się na Nim doznaję radości. Sam Bóg jest moim pocieszeniem.
Nic mi Boże ludzkiego nie dawaj, tylko siebie mi daj, ponadzmysłowego, to jest Prawdziwa Radość.

Boże! Naucz mnie powściągać mój język  „Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym.” [Ef 4, 29] Naucz mnie cierpieć w sobie dla Ciebie, bez próżnej chwały i podziwu w oczach innych.
Uczyń mnie pustym naczyniem, wolnym od pychy, zarozumiałości, moich przywiązań do grzechu byś mógł nalać wody życia w to naczynie!

Grzegorz jest człowiekiem, który najprawdopodobniej nigdy nie dowie się, że napisałam o nim  w internecie, o tym, jak głęboko zapadł w moje serce, jak bardzo stał się ważny.

„Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych mnieście uczynili.”
Ta Ewangelia sprzed paru dni uderzyła mnie mocno. Zastanawiałam się, czy jest rzeczywiście coś, co mogę zrobić dla tych, którzy są głodni, spragnieni, nadzy.
Kupiłam drożdżówkę i poszłam „w miasto” szukać Boga. I tu pierwsza lekcja pokory- dlaczego szukam Boga wśród ludzi, skoro każdy z nich ma w sobie Boga. Dlaczego stawiam się ponad nimi i szukam tego jednego uniżonego, któremu w swojej cudowności będę mogła pomóc. Stek bzdur. Jestem taka sama jak wszyscy inni, nawet gorsza. Niczym się od nich nie różnię. NICZYM!
Lekcja pokory numer dwa- w przejściu koło dworca na wózku inwalidzkim siedziała babcia z kubeczkiem. Serce mi mocniej zabił0, podeszłam do niej, powiedziałam dzień dobry i zapytałam, czy chce drożdżówkę. I ta kobieta powiedziała, że nie. Walnął mnie grom z jasnego nieba, że jak to ona może nie chcieć mojej pomocy, mojej super pomocy, dobroci serca. I oto chwała Boża, bo się nie zdenerwowałam. Poczułam się  poniżona, ale się nie zdenerwowałam. Jezusowe „nadstaw drugi policzek”. Zrozumiałam jak musi się czuć Jezus dający nam swoją „drożdżówkę”, której nie chcemy…

Poszłam dalej i wtedy poznałam Grzegorza. Siedział na końcu schodów, przy początku przejścia podziemnego na wózku, bez nóg, z gitarą i śpiewał: „Trzeba pięknie żyć, trzeba godnie umierać!”
Zawahałam się, ale zaryzykowałam. Zabiłam w sobie poczucie wyższości, godności. Ten człowiek ujął mnie swoją odwagą i prawdziwością. Podeszłam do niego, przywitałam się i zapytałam czy chce drożdżówkę. Odpowiedział, że dlaczego by nie, czym chata bogata. Sięgnęłam do plecaka, podałam mu ją na co on zastrzelił mnie swoim pytaniem- Co masz na palcu?
Ułamek sekundy, nieduży, metalowy, niewyróżniający się, a on już wiedział, że  to różaniec. Więc mu odpowiedziałam z lekkim wahaniem w głosie, że tak. Zapytał czy jestem w jakiejś wspólnocie, czy działam w kościele, czy wierzę w Boga. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że bez Boga umieram, nie umiem bez niego sobie poradzić.
Wtedy zaczął mi opowiadać o sobie, o swoim życiu, o tym jak stracił nogi, o kobiecie, którą kochał, o tym, że cieszy się, że Jan Paweł II będzie ogłoszony świętym, że dane mu było tego doczekać. O tym, że jest sam na świecie, że czasem myśli sobie po co to wszystko, że jego życie nie ma sensu, że chciałby ze sobą skończyć. Nie mogłam przestać patrzeć mu w oczy. Miał w tych oczach Boga.
Zaśpiewał i zagrał mi kilka swoich kawałków. Dano nie czułam takiej Bożej mocy, łaski i radości. Jasne,  że miał poślizgi w swoim życiu, nawet podczas naszej rozmowy był na lekkim gazie. Ale nie o to chodzi. On cały czas miał, a właściwie ma, nadzieję. Gdzieś głęboko w sobie ma świadomość Boga, zna siłę modlitwy, bo poprosił mnie o dziesiątkę różańca w jego intencji ze łzami w oczach. Człowiek, który nie ma nic mówi o swoich amputowanych nogach, że wypożyczył je chwilowo Panu Bogu. Człowiek, który rozumie słowa Papieża całym sobą i pisze dla niego piosenki. Człowiek, który ufa, że może być lepiej, a jeśli nawet nie, to wszystko i tak ma sens.

Wielki Człowiek!

Jeśli ktoś z was pomyśli, że napisałam to żeby chlubić się swoją dobrocią to się myli.  Ostatnią rzeczą którą chciałabym podkreślać w tej historii to moja osoba. Nie zrobiłabym tego bez Bożej miłości, którą wlał w moje wnętrze. Nigdy Grześka nie zapomnę!

Człowiek jest w każdym. Trzeba chcieć go odnaleźć. Czy to, że mam w portfelu więcej niż Grzesiek czyni mnie lepszym człowiekiem? Czy to, że chodzę na uczelnię i się kształcę daje mi większą mądrość życiową? Czy posiadanie domu przybliża mnie do domu niebieskiego? Grzesiek ma w sobie Boga, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Każdy z nas Go w sobie ma, trzeba chcieć patrzeć głębiej i dzielić się swoim człowieczeństwem ze światem. Nasze życie dzieje się tu i teraz, nie kiedyś, za jakiś czas. I to jakie jest, zarówno nasze, jak i osób obok nas, zależy od nas.

„Bądź zmianą, którą chciałbyś ujrzeć w świecie!”

Maj 2024
N Pon W Śr Czw Pt S
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031