You are currently browsing the tag archive for the ‘słuchać’ tag.

Chcielibyśmy być najważniejsi. Wiem, wiem, wcale nie prawda, wcale nie wszyscy. A jednak. Chcielibyśmy być najważniejsi, w centrum. Mamy aspiracje aby zaspokajać potrzeb naszych bliskich w pojedynkę, zastępować im wszystkich innych znajomych, żeby tylko do nas pisali smsy, maile, tylko z nami rozmawiali, nam się żalili i chwalili; żebyśmy to my byli przy nich blisko w ciężkich i radosnych momentach lub też chcielibyśmy ustrzec innych od cierpienia, rozczarować, zranień, upadków. Najlepiej zamknąć ich w szklanej klatce i wszystko brać na siebie. Na pierwszy rzut oka- piękna postawa. Taka pełna oddania, poświęcenia, służby. Ze świecą szukać takich ludzi, którzy w „dzisiejszym egoistycznym świecie” potrafią się tak zachować. Ale czy do końca to jest takie bezinteresowne, czyste w intencjach i piękne, a co najważniejsze dobre dla obu stron? Do niedawna myślałam, że tak. Jak bardzo się myliłam

Bo chciałam być w centrum. Centrum świata tamtych ludzi, niejako będąc gwarantem ich szczęścia. Tłumaczyłam sobie, że pytania o to „kto napisał?” „gdzie idziesz?” „kiedy wrócisz?” „co jadłaś?” „co jutro robisz?” są przesycone troską i zwykłą ciekawością.
Ale to nie jest tylko ciekawość i troska. Zatkało mnie, kiedy zapytałam samą siebie, po co o to wszystko pytam.

To jest karmienie siebie, swojego ego, żeby czuć się potrzebnym, ważnym, chcianym. Wmawianie sobie, że jest się supermanem, który potrafi uratować świat. „Złap się mnie a nic złego Ci się nie stanie”. Nic bardziej mylnego.

A stanie się, może się stać. Taka jest prawidłowość tego świata, że wręcz musi się coś stać. Skoro Krzyż jest drogą do zbawienia- JEDYNĄ- to nie może być tak, że Pan Bóg komuś go nie da, to by było niesprawiedliwe i okrutne z Jego strony. Więc jeśli pozbawiamy kogoś krzyża, wbrew jego woli, to tak jakbyśmy bronili mu przystępu do zbawienia. Wszystko w wolności jak mawia o. Robert.

I jak bardzo ciężko jest to przyjąć, nie pytać się, dać przestrzeń, wolność, słuchać ale nie wymuszać opowieści.

A trudność ta wynika z braku pewności, jak już tu kiedyś pisałam, braku zaufania, chęci panowania nad wszystkim. A czasem trzeba to po prostu zawalić żeby zobaczyć, że „odgórny” plan jest milion razy lepszy od naszego i nigdy byśmy tak tego wszystkiego nie zaplanowali.

Beznadziejnie. To mocne słowo ale tak właśnie jest. Beznadziejnie w każdym aspekcie- w relacjach rodzinnych, przyjacielskich, w sprawie studiów, przyszłości, miłości. Pod każdym możliwym względem jest beznadziejnie …

Św. Tereska powiedziała Bogu: „biorę wszystko” i ja to za nią powtórzyłam jakiś czas temu. Biorę wszystko, co zechcesz mi Boże dać- radość, miłość, przyjaźń, zadowolenie, smutek, cierpienie czy osamotnienie. Nie można być wierną Bogu tylko jak jest dobrze albo tylko jak jest źle. I mimo, że teraz, kiedy jest źle i cholernie brak mi sił, nadal biorę wszystko. Nie zabieraj mi Panie tego cierpienia ale daj mi siłę, żebym mogła je znieść. Była Tobie w nim bliska, posłuszna i pokorna. Nie pocieszaj mnie ale sam bądź moją pociechą, moim wszystkim. Wierzę Jezu, że wiesz co robisz, że Twój plan ma sens. Że we wszystkim mogę znaleźć Boga…

Spacer z psem. Tam gdzie zawsze, ta sama ścieżka, te same krzaki i drzewa. Stanęłam na środku jednej z tych ścieżek przed wielkimi czterema drzewami i skamieniałam. Nawet nie wiem ile czasu tam stałam wpatrzona w te wielkie korony kiedy w pewnym momencie poczułam ich energię, przepływające przez nie od setek lat życie. I jak bardzo absurdalnie to brzmi odczułam ich niepojęty majestat, tajemnicę istnienia mimo burz, suszy, owadów, szkodników. Siłę Absolutu decydującą o ich istnieniu. I wtedy z głębi koron wyleciały dwa motyle, a mi przez głowę przebrnął fragment: „Jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. U was zaś nawet włosy są policzone.”
Nie wierzę w przypadki, więc kiedy wieczorem dostałam Smsa z Nieba o treści : „Wola Boża przede wszystkim i tylko to” moje serce nareszcie trochę się uspokoiło. Bóg mówi przez wszystko, działa przez wszystko. Nic się nie dzieje o czym by nie wiedział i nie decydował. Wszystko czemuś służy, jest łaską.

Wierzę w plan miłości mojego Ojca. Biorę wszystko.

„Nie może poznać sługa Boży, ile ma cierpliwości i pokory, dopóki się wszystko dzieje po jego myśli. Gdy zaś przyjdzie czas, kiedy ci, którzy powinni postępować według jego woli, zaczną mu się sprzeciwiać; ile wtedy okaże cierpliwości i pokory, tyle jej ma, nie więcej.”

św. Franciszek z Asyżu.  

Pędzę. Jak oszalała, na oślep przed siebie. A jak się tak pędzi, to wiadomo, że trudno jest zobaczyć, co mija się po drodze. Nie mówiąc już o zastanowieniu się, czy w dobrą stronę pędzę, czy może się zgubiłam. I nie są to puste słowa, które ciągle się słyszy- o wyścigu szczurów, pogonią za karierą, zaszczytami. Naprawdę mam poczucie, że nie mam planu na swoje życie, nie mam go przemyślanego, alternatywy.

To, co robię zajmuje mi cały czas. Studia, dom, zakupy, obiad, Msza, wieczorem nauka, kolacja, PŚ. Zamknęłam się w tym świecie (do niedawna w dodatku pozbawionym MŚ i PŚ) i od paru ładnych lat nie byłam w stanie nicości, pustki umysłowej, stanie niezwiązania z tu i teraz, gdzie mogłabym znaleźć siebie i swoje pragnienia. Miejsca, w którym cisza byłaby tak przejmująca, że usłyszałabym najbardziej odległe, od lat odrzucane przeze mnie myśli, wątpliwości.

Pustyni!

Pustyni, gdzie mogłabym spotkać Boga. Ale nie takiej jednodniowej albo kilkugodzinnej. Nie tej godziny wieczornej modlitwy kiedy nie zdążę się skupić a już padam ze zmęczenia i oczy same mi się zamykają. Na pustyni nie ma się bywać, na pustyni trzeba pożyć żeby coś zrozumieć.
Jezus w swojej wszechmocy potrzebował 40 dni wyciszenia, 40 dni słuchania Boga, 40 dni poznawania Jego planu zbawienia. 40 DNI! Ilu w takim razie dni ja potrzebuję, żeby zrozumieć Boga i Jego zamysły w stopniu zaawansowania choć w jednej milionowej zbliżonym do Jezusowego? A jedyna okazja kiedy pozwalam Bogu mówić to podczas Mszy Św i na wieczornej lekturze PŚ. Minuty dla Boga, który jest wiecznością…

I trwam tak w tym obecnym stanie bez odwagi,  żeby się stąd wyrwać, bo zawsze czegoś szkoda- bo sesja, bo koło, bo wejściówka, bo magisterka, bo lab… Bo szkoda zmarnować czas, stracić rok. Ciągle czegoś szkoda, coś jest ważniejsze. A przecież ja nie walczę o rok, dwa, 10 lat ale o wieczność!  Rodzina, znajomi i inni powiedzą mi, że nie mam ważniejszych problemów dlatego zajmuję się takimi wyssanymi z palca, że brak pracy, choroba, bezdzietność to są prawdziwe problemy. Jasne, to są ważne sprawy ale czy na pewno niezbędne dla mojego zbawienia? Czy te studia to wszystko na co mnie stać, wszystko czym mogę chcieć Bogu zaimponować, co mogę zrobić by był ze mnie dumny?
Być może te studia są miejscem, gdzie Bóg chce mnie zbawić, ale czy ja na pewno Go o to zapytałam? Czy dałam sobie szansę Go usłyszeć? Chyba nie do końca…

Potrzebuję PUSTYNI i jej ciszy.

„Słuchać i słyszeć Pana to tylko połowa sukcesu. Druga połowa to skorygować swój sposób myślenia i postępowania z tym, co słyszę.”
o. Michał

http://www.youtube.com/watch?v=sSjtd4cLKic

Maj 2024
N Pon W Śr Czw Pt S
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031