You are currently browsing the tag archive for the ‘uświęcenie’ tag.

To mówi Pan Bóg: „Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne.
Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko, mówi Pan Bóg. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”.

Ez 34,11–12.15–17

Jadąc do Asyżu miałam w sobie potrzebę pustyni, żeby wsłuchać się w siebie, swoje pragnienia, a co ważniejsze- żeby odkryć swoje powołanie- do małżeństwa, życia zakonnego, a może nawet samotności…
Dać czas sobie na wsłuchanie się we własne pragnienia i uporządkowanie ich. Po powrocie wydawało mi się, że Pan Bóg chce, żebym swoje życie oddała Jemu w zakonie, ale jednocześnie ta myśl tak strasznie mnie paraliżowała i unieszczęśliwiała. Myślałam sobie, że przecież zakonnice są ciche, pokorne, nie mają swojego zdania, są takie kobiece, delikatne, subtelne. A ja… siebie taką nie widzę. I mimo, że wiem, iż, po pierwsze nie wszystkie zakonnice są takie jak to sobie wyobrażam, a po drugie, że Pan Bóg może mnie uświęcić ze wszystkim, co mnie stanowi, nie mogłam uporządkować siebie w tej myśli. A jako, że Bóg mnie na pewno nie skrzywdzi swoimi wymaganiami jakoś powoli umarła we mnie ta myśl. No ale przecież muszę mieć plan. Jestem silną osobą, która na ogól wie, znajduje rozwiązania, nie użala się nad sobą, nie pozwala sobie na chwilę słabości, a przynajmniej do niedawna tego po sobie nie pokazywałam. Taka metoda ucieczki do przodu- kiedy coś zaczyna złego się dziać, czy to w sferze religijnej, emocjonalnej czy zwykłych kontaktów między ludzkich robiłam wszystko żeby nie być w stanie niewiedzy, oschłości, letniości. Teraz też, kiedy studia się kończą i zaraz zaczynam tak zwane dorosłe życie, powinnam wiedzieć kim będę, kim chciałabym być, co będę robić, gdzie będę mieszkać i pracować, co jest moją miłością… Wiec skoro nie zakon to małżeństwo. Większość moich koleżanek już wie, że chciałyby mieć męża, dzidziusia i na widok małych dzieci niemiłosiernie się rozczulają. Więc ja też powinnam tak mieć, przecież jestem kobietą, jestem w podobnym wieku, wszystko ze mną w porządku, powinnam chcieć męża. I to sobie wmawiałam- że chcę męża i rodziny. Potrzebne mi były rekolekcji w Sobieszewie żebym uświadomić sobie, jak bardzo można samą siebie okłamywać, jak wiele można sobie wmawiać, łącznie z pokojem wewnętrznym. A wszystko przez przypadkowe zdanie, które padło już właściwie po zakończonej katechezie, dopowiedziane niby przypadkowo, pośród szumu pakujących swoje rzeczy ludzi. Tyle że przecież przypadków nie ma…

Zaklinam was, córki jerozolimskie, na gazele i łanie polne:
Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie miłości, póki sama nie zechce”
Pnp 2, 7

Wszystko we mnie pękło…
Mogę nie wiedzieć…
mam prawo być w tym czasie „niewiedzy” !

Dar czasu jest dobry i mądry. Jest w moim życiu miejsce na czas bycia uśpionym przed miłością. Kiedy do niej dojrzewam, poznaję siebie, z dnia na dzień dowiadując się czegoś nowego o sobie, ucząc się z relacji, „z dnia na dzień czyniona piękniejszą”*. Moją uwagę przykuła też stanowczość tych słów. Tam nie ma prośby. „Zaklinam was”. Dla mnie to brzmi co najmniej jak groźba, że nic dobrego ze złamania tego nakazu nie wyniknie.
Każdy czas w moim życiu jest czasem błogosławionym. Nawet kiedy wydaje mi się, że się oddalam to jest to czas potrzebny do uświadomienia sobie, co jest dla mnie ważne, za czym tęsknie. Bo w każdym czasie czegoś się uczę, a co ważniejsze- i chyba najtrudniejsze do pojęcia i przyjęcia- to, że w każdym moim stanie mogę być blisko Boga. Świadomość, że to wszystko jest dla mnie darem, że istnieje rozpiska przeznaczona wyłącznie dla mnie. Sekundowy plan na życie którego nikt za mnie nie przeżyje.

Wydaje się, że powinnam czuć w swoim sercu jakiś wielki pokój, jako, że mam prawo do czasu poszukiwania. Tego pokoju póki co nie ma ale tak jak wcześniej targał mną huragan wewnętrznych niepokojów, milionów pytań o pracę, mieszkanie, studia, miłość, sprawy rodzinne, nieuporządkowane relacje tak teraz jest we mnie cisza, jak wiatr krążący swobodnie po pustyni. Pustka i przestrzeń czekająca na zapełnienie przez odpowiednie priorytety. I być może jest to odpowiedz na moje pragnienie pozbycia się wszystkiego, co nie byłoby zanurzone w Bożym planie, podporządkowane Mu. Odpowiedz na ten czas niepokoju i beznadziei przeżywany ostatnio. Wszystko składa się w całość. Bo teraz chyba mogę spróbować przyznać, że nie ma we mnie nic, czego nie byłabym w stanie oddać, gdybym musiała. Totalne ubóstwo duchowe… Choć to dość śmiałe stwierdzenie… wymagające weryfikacji przez czas.

Nie wiem. Bardzo dużo nie wiem. I pierwszy raz w życiu tak naprawdę przemawia do mnie prawda płynący ze stwierdzenia Sokratesa „Wiem, że nic nie wiem.”
Bo przecież jest napisane: „nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć„.**

Błogosławiony czas…

*Ez 16, 13
**Mt 10, 26

„Błogosławiony sługa, który nie uważa się za lepszego, gdy go ludzie chwalą i wywyższają, niż wówczas, gdy go uważają za słabego, prostego i godnego pogardy; ponieważ człowiek jest tylko tym, czym jest w oczach Boga i niczym więcej. ”
św. Franciszek

Często wydaje nam się, że pokora polega na umniejszaniu swoich zasług, poczuciu niegodności, słabości, grzeszności. „Kim ja jestem żeby Bóg tak mnie kochał” a takie myślenie nie jest pokorą, jest pychą, największą z możliwych. Pychą która chce Bogu najwyższemu mówić kiedy, i za co, może i powinien kochać człowieka. Stąd się wziął pierwszy grzech- ludzie chcieli wiedzieć, co jest dobre a co złe, tak jak wiedział Bóg. A pokora jest czymś zupełnie innym. Pokora pozwala nam stanąć w prawdzie przed samym sobą i przed Bogiem. Uznania prawdy o nas samych, wszystkich pozytywnych i negatywnych cech, które w sobie mamy. I co najważniejsze- uznania Boga za jedyne źródło, przyczynę i dawcę naszego dobra. Wychwalania Boga w każdym naszym dobrym działaniu. „Nie nam, lecz Twemu imieniu”. „Wszystko co Bóg stworzył było dobre.” Wszystko. Nie widzimy siebie takimi jakimi widzi nas Bóg. A On jest w stanie uzdolnić nas do dobrych czynów we wszystkim co mamy. Bez względu na to, czy jesteśmy cholerykami czy flegmatykami, ludźmi wylewnymi czy zamkniętymi w sobie, odważnymi czy zachowawczymi. W tym wszystkim jesteśmy „Bożymi”. Pięknymi Bożym pięknem. Bóg chce nas Zbawić, uczynić narzędziami w swoim ręku. On wie, jacy jesteśmy, wie z czym sobie poradzimy, wie w czym odczujemy radość, co da nam szczęście wieczne. On wie, nie my! I to jest właśnie nasza pycha i brak pokory- chęć poznania zamysłów Boga od kropki do kropki. Chęć poznania odpowiedzi na wszystkie nasz pytania. A Bóg jest Bogiem. Nie musi się przed nami tłumaczyć, nie musi nam wyjaśniać. Może, czasem tak się dzieje ale kiedy nie, to nie możemy mieć do Niego pretensji. Bóg jest naszym Ojcem. Powinniśmy Mu jedynie ufać i Go kochać. Ufać i pozwalać Mu działać. Jego Miłość wystarczy!

W teorii proste. A w praktyce jak bardzo trudne do wykonania… Po prostu ufać i kochać…
Moja małość wobec Twojej potęgi Boże. Moja wielkość w Twoim uświęceniu.

„Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we mnie wierzcie. Ja jestem Drogą i PRAWDĄ i Życiem
Wierzcie Mi”

J 14, 1- 12

Maj 2024
N Pon W Śr Czw Pt S
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031