You are currently browsing the tag archive for the ‘cytowane’ tag.

W życiu każdego z nas jest takie coś, co przeszkadza nam iść dalej. W tym momencie każdy kto to czyta wie już o czym mówię. Jest to albo jakiś grzech, który ciągle i ciągle się popełnia, albo sytuacja rodzinna, albo jakaś relacja, albo jakaś krzywda z przeszłości. Coś takiego o czym myślisz, że gdybym tylko tego nie miał to wszystko byłoby super. Różne rzeczy jestem w stanie znosić ale gdybym tylko tej jednej rzeczy nie miał to byłoby świetnie. Ale idąc za księgą Tobiasza można zadać sobie pytanie, że może gdybyś tego nie miał twoja Sara- czyli największe twoje szczęście- byłaby dla ciebie nie do osiągnięcia…?

Po grecku „nawrócić się” oznacza „zmienić myślenie”.

Może nadszedł czas żeby usiąść ze swoją wielką rybą, legionem demonów albo czymkolwiek innym co nam ciąży i inaczej na to spojrzeć. Po co? bo bardzo możliwe, że masz to właśnie dlatego, że Bóg szykuje Ci jakąś „Sarę”. Być może modlisz się nieustannie prosząc Boga żeby nam to zabrał, żeby nas uwolnił, żeby dało się to jakoś ominąć. A może właśnie dlatego dzieje Ci się to, co Ci się dzieje, bo Pan Bóg wie co za chwilę Ci się przydarzy.  Żeby w największych porażkach naszego życia zobaczyć Boże działanie trzeba mieć serce jak święty Józef. Zobaczyć interwencję Bożą w największym swoim życiowym nieszczęściu. Być może teraz cały czas upadasz, musisz się podnosić i może to jest po to, żebyś się czegoś nauczył i w najważniejszym momencie wiedział jak się wstaje? I nie chodzi tu o jakąś dziką radość z powodu problemów, z którymi sobie nie radzimy, satysfakcję z upadków, wmawianie sobie, że ta ryba, która mnie pożera od 10 lar jest super. Nie! Nawróć się, zmień myślenie, i inaczej patrz na to, co ci się dzieje. Bo to piekło może w przyszłości stać się dla ciebie źródłem największego błogosławieństwa. A co jeśli nie potrafisz inaczej o tym myśleć? To wtedy proś Boga – „pokaż mi to inaczej!” A jeśli nie otrzymasz takiej łaski to błagaj, żeby dane Ci było dojść do Twojej „Sary”, skoro mi to Boże dałeś, skoro pozwalasz żeby to się działo we mnie to daj mi poznać tę Sarę, która gdzieś tam na mnie czeka, to dobro, najszczęśliwsze dla nas miejsce, które już dla mnie wyszykowałeś. Daj mi tak niewyobrażalną wiarę w to, że wiesz co robisz, że niczego nie wypuszczasz z rąk, że nie przesypiasz żadnego momentu mojego życia…

W ewangelii św Łukasz w piątym rozdziale Pan Jezus każe wypłynąć Piotrowi na połów i pokazuje mu, że tak naprawdę to On włada rzeczywistością. Że jeśli Pan Jezus mówi, że ryby łowi się w dzień, a nie w nocy, to łowi się je w dzień, a nie w nocy. Że jeśli ryb tam nie ma, a Pan Jezus mówi „zarzućcie sieci” to te ryby tam są, mimo, że ich tam nie ma. Dlatego Piotr wyszedł z łodzi i przyszedł do Jezusa- bo wiedział, że jak Jezus mówi, że się po wodzie chodzi, to się po wodzie chodzi chociaż się nie chodzi. Na tym to właśnie polega- Piotr nie mówi „będę chodził”, mówi KAŻ MI, a przyjdę. Ja wiem, że sam nie pójdę, za bardzo się tego boję ale jak Ty mi powiesz każ mi to ja będę po tym chodzić. Każ mi Jezu się nie bać, inaczej to zobaczyć, zmienić myślenie, bo jak mi powiesz, to się wydarzy.

* inspired by o. Adam Szustak OP
Mt 14, 22-33
Łk 5, 4-11
Tb 4-9

kazanie o Szustaka, dominikanina, mam nadzieję że rozpowszechnianie jego jest dozwolone.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,937,szustak-op-o-tym-co-wkurza-jezusa.html

W każdym razie ostatnich ok 7 minut mnie zabiło…
Nie powinno mnie być w świątyni…

„Wystarczy Ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali.”- Kor 12, 9

„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga.”- Ef 2, 8

„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej niż to, o co my prosimy czy rozumiemy.”- Ef 3, 20

„Z ochotą służcie, jak gdybyście służyli Panu, a nie ludziom, świadomi tego, że każdy, jeśli uczyni coś dobrego, otrzyma to z powrotem od Pana”- Ef 6, 7

„Bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi”- Ef 6, 10

„Bo kto uważa, że jest czymś, gdy jest niczym, ten zwodzi samego siebie” – Ga 6, 3

„Albowiem to Bóg jest w nas sprawcą i chcenia i działania zgodnie z Jego wolą.”- Flp 2, 13

„[…] mocą, którą może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować.”- Flp 3, 21

„O nic się już nie martwcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem.”- Flp 4, 6

„Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie”- Tes 4, 3

Pan da Ci zrozumienie we wszystkim” – 2 Tm 2, 7

„Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”- Rz 8, 31

„U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone”- Łk 12, 7

„Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie”- Mt 6, 8

„Ja bowiem znam zamiary, jakie mam wobec was– wyrocznia Pana- zamiary pełne pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość jakiej oczekujecie. Będziecie mnie wzywać zanosząc do Mnie modlitwy, a Ja was wysłucham. Będziecie mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie.”- Jr 29, 11- 14

„On nie pozwoli zachwiać się Twej nodze ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże. […] Pan twoim cieniem przy twym boku prawym. Pan cię uchroni od zła wszelkiego, czuwa nad twoim życiem.” Ps 121, 3-5

Wierzyć to znaczy nie pytać jak długo jeszcze mamy iść po ciemku. 


		

To mówi Pan Bóg: „Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne.
Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko, mówi Pan Bóg. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”.

Ez 34,11–12.15–17

Są takie książki które pojawiają się właśnie wtedy kiedy powinny.

Tak było w moim przypadku z „Chatą” WM.P. Younga. Książka o… no właśnie, o czym? Z jednej strony o Bogu, ale nie tak jak zawsze. To książka o Bogu schodzącym ze swego piedestału w dodatku takim, który sam chce się nam przedstawić. Bliskim i ciepłym. Ale to też na pewno książka o człowieku, o relacjach, wolności, cierpieniu, cierpliwości, względności dobra i zła, tragedii i szczęścia. Na pewno chciałabym ją polecić, wszystkim, zarówno wierzącym jak i tym mniej. Choć właściwie można by zapytać co to znaczy, że ktoś jest wierzący…? Ale to chyba temat na inny wieczór, o wiele dłuższy…

A oto parę zdań, które na mnie wywarły ogromne znaczenie, i mimo, że minęło już trochę czasu od kiedy przeczytałam tę książkę nadal kołaczą mi się w głowie. Głownie ze względu na to, że bardzo celnie oddają i komentują stan mojego ducha… Komentarz wydaje mi się zbędny…

„Ty naprawdę jeszcze nie rozumiesz. Starasz się doszukać sensu w świecie, w którym żyjesz, w oparciu o bardzo niekompletny obraz rzeczywistości. To tak, jakbyś oglądał paradę przez dziurkę od klucza, widział tylko cierpienie, egocentryzm i żądzę władzy, i sądził, że jesteś sam i nic nie znaczysz. To nieprawda. Uznajesz ból i śmierć za największe zło, a Boga za skończonego zdrajcę, albo w najlepszym razie, za niegodnego zaufania. Określasz warunki, osądzasz moje działania i uznajesz mnie za winnego. Twoim głównym błędem, Mackenzie, jest to, że nie uważasz mnie za dobrego. Gdybyś był przekonany, że jestem dobry i wszystko – środki, cele i koleje życia ludzi – wynika z mojej dobroci, wtedy być może, choć nie zawsze, rozumiałbyś, dlaczego coś robię, ufałbyś mi. Ale nie ufasz. (…) 
Nie można wymusić zaufania, tak samo jak pokory. Ono albo jest, go nie ma. To owoc relacji, w której jesteś kochany. Ponieważ ty nie wiesz, że ja cię kocham, nie możesz mi ufać. „

„Och, dziecko. Nie lekceważ cudu łez. One mogą być uzdrawiającymi wodami i strumieniem radości. Czasami są najlepszymi słowami, jakie potrafi wypowiedzieć serce.”

„(…) bo ten ogród to twoja dusza. Bałagan też jest twój! Ty i ja razem pracowaliśmy w twoim sercu. A ono jest piękne i dzikie, choć się zmienia. Tobie wydaje się, że panuje tu nieład, natomiast ja widzę tworzący się, doskonały wzór… żywy fraktal.(…) Spojrzał na ogród – jego ogród – i zobaczył, że mimo nieporządku rzeczywiście jest wspaniały.”

„Żyć bez miłości to tak, jakby związać ptakowi skrzydła i pozbawić go możliwości fruwania. Ból też potrafi spętać skrzydła i uniemożliwić latanie – …- I jeśli będą spętane przez długi czas, zapomnisz, że zostałeś stworzony do latania. Ptaka nie definiuje to, że chodzi po ziemi, tylko to, że umie latać. Zapamiętaj, że ludzi nie określają ich ograniczenia, tylko cele, które dla nich przewidziałem. Nie są istotne pozory(…)”

„- Czy to, co robię w domu, jest ważne? Czy się liczy? Bo to niewiele poza pracą, dbaniem o rodzinę, przyjaciół…
– Mack, jeśli coś się liczy, wtedy wszystko się liczy. Ponieważ ty jesteś ważny, wszystko co robisz, jest ważne. Za każdym razem, kiedy wybaczysz, świat się zmienia, za każdym razem, kiedy wkładasz w coś serce, świat się zmienia, każdy dobry uczynek, widoczny lub niewidoczny, jest spełnieniem moich celów i później już nic nie jest takie samo.”

„Narzucanie swojej woli jest właśnie tym, czego miłość nie robi. Szczere relacje są naznaczone uległością, nawet kiedy nasze wybory nie są dobre ani zdrowe. (…) W uległości nie chodzi o władzę ani posłuszeństwo, tylko o miłość i szacunek.”

Uczę się szanować wolność innych. Nawet kiedy oznacza to bierne przyglądanie się, kiedy ludzie dla nas ważni popełniają błędy albo wręcz przeciwnie- radzą sobie bez nas.
Wielu rzeczy się uczę. A co najważniejsze- uczę się Boga…


Tym, którzy tu zaglądają winna jestem wyjaśnienia z powodu dłuższej przerwy w uaktualnieniach. Sobie samej zresztą też. Chociażby dla uporządkowania myśli…

Niedawno usłyszałam, że pamiętniki i blogi są miejscami, gdzie zapisujemy tylko te wspomnienia na przypomnienie których byśmy się nie zawstydzili. Coś w tym na pewno jest. Ja na pewno nie chciałam pisać o moim upadku, zwątpieniu, które mnie dosięgnęło ale to by było zakłamywanie rzeczywistości, ukrywanie prawdy i wybielanie samej siebie.

W którymś z poprzednich wpisów mówiłam o dziurze, przestrzeni niewiedzy, którą mam w sobie. Tak się niestety stało, że przestrzeń ta stała się czarną dziurą, przesyconą poczuciem opuszczenia, oszukania, zwątpienia i smutku. Wszystko się zawaliło. Każdy aspekt mojego życia. W dodatku zwątpiłam w Bożą obecność, działanie. Ciężki czas, który do końca nie minął. Ale czasami trzeba to wszystko spieprzyć żeby zobaczyć jak słabym się jest, że nie jestem superbohaterem, który złapał Pana Boga za nogi, czy że mam monopol na zbawienie. Runęły wszystkie przywiązania, to, za co sprzedałam Boga, przez co Go zaniedbałam i zgubiłam. Dzięki temu stworzyło się miejsce dla działania Ducha, zaczęcia wszystkiego od nowa.

Boli gdy się słyszy: ” Wszystko spieprzyłaś. Ale nie zastanawiaj się teraz dlaczego tak się stało, nie rozkładaj tego na czynniki pierwsze. Na zgliszczach się dobrze buduje.” Podwójnie jeśli się ma świadomość, że to prawda. Spieprzyłam. I nie wiem dlaczego… Z jednej strony chciałabym jak najszybciej zapomnieć, wrócić do równowagi, najwyższego punktu sinusoidy wiary. Ale też wiem, że się nie da, ot tak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jeszcze nigdy nie zostałam dźwignięta z tak wielkiej przepaści. Ile pokory i dziecięctwa wiary wymaga przyjęcie tak ogromnej porcji miłosierdzia mi okazanego. Bo to oznacza, że muszę uznać, że tego miłosierdzia potrzebuję,  naprawdę jestem słaba… i co chyba najtrudniejsze- moja słabość nie jest zła.

Zaczynam budowę- powolną, mozolną, dokładniejszą niż ostatnio. Bez terminów ukończenia, robienia czegokolwiek po łepkach, oszukiwania siebie i Boga. Wmawianiu sobie uczuć i wiary.  Jeszcze cię odbuduję i będziesz odbudowana [Jr 31, 4a] Na wszystko mam czas, nawet na stanie po kolana w tym bagnie i zgliszczach.

I pewnie jest wiele mądrości, które z tej sytuacji wyniosę. Piątkowy wieczór przyniósł mi jedną jedną, bardzo dla mnie ważną: Błogosławiony człowiek karcony przez Boga, który rani i sam leczy. „

Jadąc do Asyżu miałam w sobie potrzebę pustyni, żeby wsłuchać się w siebie, swoje pragnienia, a co ważniejsze- żeby odkryć swoje powołanie- do małżeństwa, życia zakonnego, a może nawet samotności…
Dać czas sobie na wsłuchanie się we własne pragnienia i uporządkowanie ich. Po powrocie wydawało mi się, że Pan Bóg chce, żebym swoje życie oddała Jemu w zakonie, ale jednocześnie ta myśl tak strasznie mnie paraliżowała i unieszczęśliwiała. Myślałam sobie, że przecież zakonnice są ciche, pokorne, nie mają swojego zdania, są takie kobiece, delikatne, subtelne. A ja… siebie taką nie widzę. I mimo, że wiem, iż, po pierwsze nie wszystkie zakonnice są takie jak to sobie wyobrażam, a po drugie, że Pan Bóg może mnie uświęcić ze wszystkim, co mnie stanowi, nie mogłam uporządkować siebie w tej myśli. A jako, że Bóg mnie na pewno nie skrzywdzi swoimi wymaganiami jakoś powoli umarła we mnie ta myśl. No ale przecież muszę mieć plan. Jestem silną osobą, która na ogól wie, znajduje rozwiązania, nie użala się nad sobą, nie pozwala sobie na chwilę słabości, a przynajmniej do niedawna tego po sobie nie pokazywałam. Taka metoda ucieczki do przodu- kiedy coś zaczyna złego się dziać, czy to w sferze religijnej, emocjonalnej czy zwykłych kontaktów między ludzkich robiłam wszystko żeby nie być w stanie niewiedzy, oschłości, letniości. Teraz też, kiedy studia się kończą i zaraz zaczynam tak zwane dorosłe życie, powinnam wiedzieć kim będę, kim chciałabym być, co będę robić, gdzie będę mieszkać i pracować, co jest moją miłością… Wiec skoro nie zakon to małżeństwo. Większość moich koleżanek już wie, że chciałyby mieć męża, dzidziusia i na widok małych dzieci niemiłosiernie się rozczulają. Więc ja też powinnam tak mieć, przecież jestem kobietą, jestem w podobnym wieku, wszystko ze mną w porządku, powinnam chcieć męża. I to sobie wmawiałam- że chcę męża i rodziny. Potrzebne mi były rekolekcji w Sobieszewie żebym uświadomić sobie, jak bardzo można samą siebie okłamywać, jak wiele można sobie wmawiać, łącznie z pokojem wewnętrznym. A wszystko przez przypadkowe zdanie, które padło już właściwie po zakończonej katechezie, dopowiedziane niby przypadkowo, pośród szumu pakujących swoje rzeczy ludzi. Tyle że przecież przypadków nie ma…

Zaklinam was, córki jerozolimskie, na gazele i łanie polne:
Nie budźcie ze snu, nie rozbudzajcie miłości, póki sama nie zechce”
Pnp 2, 7

Wszystko we mnie pękło…
Mogę nie wiedzieć…
mam prawo być w tym czasie „niewiedzy” !

Dar czasu jest dobry i mądry. Jest w moim życiu miejsce na czas bycia uśpionym przed miłością. Kiedy do niej dojrzewam, poznaję siebie, z dnia na dzień dowiadując się czegoś nowego o sobie, ucząc się z relacji, „z dnia na dzień czyniona piękniejszą”*. Moją uwagę przykuła też stanowczość tych słów. Tam nie ma prośby. „Zaklinam was”. Dla mnie to brzmi co najmniej jak groźba, że nic dobrego ze złamania tego nakazu nie wyniknie.
Każdy czas w moim życiu jest czasem błogosławionym. Nawet kiedy wydaje mi się, że się oddalam to jest to czas potrzebny do uświadomienia sobie, co jest dla mnie ważne, za czym tęsknie. Bo w każdym czasie czegoś się uczę, a co ważniejsze- i chyba najtrudniejsze do pojęcia i przyjęcia- to, że w każdym moim stanie mogę być blisko Boga. Świadomość, że to wszystko jest dla mnie darem, że istnieje rozpiska przeznaczona wyłącznie dla mnie. Sekundowy plan na życie którego nikt za mnie nie przeżyje.

Wydaje się, że powinnam czuć w swoim sercu jakiś wielki pokój, jako, że mam prawo do czasu poszukiwania. Tego pokoju póki co nie ma ale tak jak wcześniej targał mną huragan wewnętrznych niepokojów, milionów pytań o pracę, mieszkanie, studia, miłość, sprawy rodzinne, nieuporządkowane relacje tak teraz jest we mnie cisza, jak wiatr krążący swobodnie po pustyni. Pustka i przestrzeń czekająca na zapełnienie przez odpowiednie priorytety. I być może jest to odpowiedz na moje pragnienie pozbycia się wszystkiego, co nie byłoby zanurzone w Bożym planie, podporządkowane Mu. Odpowiedz na ten czas niepokoju i beznadziei przeżywany ostatnio. Wszystko składa się w całość. Bo teraz chyba mogę spróbować przyznać, że nie ma we mnie nic, czego nie byłabym w stanie oddać, gdybym musiała. Totalne ubóstwo duchowe… Choć to dość śmiałe stwierdzenie… wymagające weryfikacji przez czas.

Nie wiem. Bardzo dużo nie wiem. I pierwszy raz w życiu tak naprawdę przemawia do mnie prawda płynący ze stwierdzenia Sokratesa „Wiem, że nic nie wiem.”
Bo przecież jest napisane: „nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć„.**

Błogosławiony czas…

*Ez 16, 13
**Mt 10, 26

„Celem nadrzędnym jest wędrówka przez modlitwę i samoświadomość, która dostarcza kontekstu do tego, aby stać sie duchowo wolnym, a więc zdolnym do poszukiwania, odnajdywania i realizowania woli Bożej w swoim osobistym życiu. Proces ten, mający na celu uporządkowanie życia tak naprawdę jest uporządkowaniem naszej miłości.

Kochać kogoś lub coś poza Bogiem lub na równi z Bogiem jest czymś nieproporcjonalnym, trzeba to zmienić i oczyścić. Zostaliśmy stworzeni dla Boga, naszym przeznaczeniem wiecznym jest Bóg; nasze serca znajdują odpoczynek tylko w Bogu. Całkowite zadowolenie można osiągnąć tylko w nieskończonej miłości Boga.

Przeniesienie środka ciężkości naszych serc na Chrystusa pozwala całej reszcie stać się względnym. Przywiązania nie są złe, są zarówno dobre jak i konieczne. Stają się nieuporządkowane kiedy zaczynają stanowić centrum naszego świata. Żadne przywiązanie do czegokolwiek, co zostało stworzone nie może być ośrodkiem naszej miłości. Kiedy doświadczymy skupienia na Bogu, wtedy wszystko inne jest zrelatywizowane.

Istotą nie jest wyrzeczenie się, ale wolność, gotowość poświęcenia, oddania jeśli Bóg tego od nas zażąda. Wtedy powodem aby czegoś chcieć lub coś zatrzymać będzie jedynie  służba, honor i chwała Bożego Majestatu. Jedynie i całkowicie, nie że chwała Boga i jednoczesnie moje pragnienia.

Jedynie chwała Boga.” *

*z „Szukaj Boga we wszystkim”  Anthonego de Mello

Zabierz, Panie, i przyjmij, całą moją wolność,
pamięć moją,
mój rozum i całą moją wolę,
wszystko, co mam i co posiadam. 
Ty mi to, Panie, dałeś, Tobie to zwracam.
Wszystko jest Twoje. 
Rozporządzaj tym według Twojej woli.
Daj mi tylko miłość Twoją i łaskę, 
a to mi wystarczy
św. Ignacy Loyola



Będę prawdziwy, bo są tacy, którzy mi ufają.

Będę czysty, bo są tacy, którzy troszczą się o mnie.

Będę silny, bo wiele trzeba wycierpieć. 

Będę odważny, bo trzeba odważyć się na wiele.

Będę przyjacielem wszystkich: wrogów i tych, którzy nie mają przyjaciół.

Będę dawać i zapominać o darze.

Będę pokorny, bo znam swoją słabość.

Będę patrzeć w górę i śmiać się, i kochać, i dźwigać.

Howard Arnold Wolter

Poznać Jezusa. To fundament naszej wiary.

Inaczej poznajemy Go rozumem, a inaczej sercem, gdzie jesteśmy prawdziwi. A językiem serca są uczucia. Jakie uczucia Ci towarzyszą wchodząc do kościoła? Co czujesz podchodząc do konfesjonału, kiedy sięgasz po Biblię, klękasz do wieczornej modlitwy? Ktoś powiedział, że „co sądzisz o Jezusie? to samo, co sądzisz o swoim życiu.”

Jeśli bym powiedziała, że dostałam od przyjaciela super prezent- niezwykle wyszukany, przydatny, idealny dla mnie- to mówiąc o prezencie cały czas mówię o swoim przyjacielu, który mnie zna, wie co mi się podoba, czego potrzebuję, jak sprawić mi radość. A od Boga w prezencie dostałam życie. Jeśli mówię o nim, że jest pokopane, beznadziejne, nieudane to co ja mówię o swoim Bogu?! Jeśli krytykuję siebie- swój nos, brodę, włosy, wzrost, uśmiech to podważam Jego pracę, nieomylność, starania, a może nawet miłość wyrażaną w tym prezencie. Bo czym innym jest niezadowolenie z życia a czym innym akceptacja zmiennych kolei naszego losu i zmagania się mimo trudności.

Każda sytuacja naszego życia jest Bożym darem. On nam ustawia i trudne sytuacje, i krzyże, i chwile radości. Moje życie w każdym centymetrze, KAŻDYM, jest uszyte bożą ręką dokładnie dla Mnie- żebym poznała Jezusa. Bóg nie chce trafić do Twojego umysłu ale serca, poruszyć serce sercem. Rozgrzewa nas stopniowo. Podsyca nasze serca powoli, delikatnie. To tak jak z ogniem- jeśli poleje się drewno benzyną ogień buchnie i po chwili zgaśnie. Inaczej jeśli poświęci się czas i mozolnie i dokładnie ułożysz stos. Wtedy ogień będzie płoną całą noc, trwał i tlił się.

Podobnie było ze spotkaniem Jezusa z apostołami w drodze do Emaus. Jezus mógł przyjść, powiedzieć „Witajcie, to ja, Jezus, Zmartwychwstałem! Idę powiedzieć innym, na razie.” A On spędza z nimi cały dzień, słucha ich opowieści, później sam przez kilka godzin wyjaśnia im Pisma, a dopiero wieczorem się przemienia. Po co to wszystko? Żeby dotrzeć do serc- ich i Twojego! Po to są Twoje historie życia, każda z nich. Po to Twoje życie tak się plącze, zmienia, gmatwa, po to ciągle coś się dzieje- żebyś pokochał Boga w swoim życiu, bo On w nim jest. Bóg ma dla nas nieprawdopodobną historię. Dokładnie dla każdego z nas. Zaczynamy kochać po wielu doświadczeniach, z czasem, powoli i dotyczy to zarówno miłości do ludzi jak i do Boga. Zwracasz się z prośbą do Boga- o pracę, dobrego męża, zdrowie, sukces życiowy. I On się zgadza. Dodaje jedynie od siebie, że rozłoży realizację tych planów na najbliższe 40 lat. Po to, żebyś Go w tym czasie bardziej poznał i pokochał.

Jeśli Bóg nas nudzi to nie jest to prawdziwy Bóg, a jedynie jakaś Jego karykatura. Złe oblicze Boga pozbawia życie sensu. Staje się cierpieniem dla cierpienia, bólem dla bólu, radością dla radości. Nie wypływa z tego nic głębszego, co więcej- staje się zlepkiem przypadkowych zdarzeń, które prowadzą nas donikąd.
Bóg daje możliwość żeby Go poznać, możliwość. Jezus nie przyjdzie i nie powie: „Jezus, 78kg, 1,84m, z pochodzenia Nazarejczyk, syn Maryji, z zawodu Mesjasz, miło mi.” Daje Ci doświadczenia, historię życia, w której jest zaskakujący i nieprawdopodobny.
Jezus nie stawia barier swojego poznania. To my sami je sobie stawiamy, szukamy wymówek, żeby Go nie spotkać, żeby nas nie dotknął swoją miłością. Te bariery są najtrudniejsze do przejścia. Wmawiamy sobie, że na Niego nie zasługujemy. Tylko skoro On sam tworzy nasze życie, mozolnie lepi każdy dzień, planuje każdą sekundę i doświadczenie, to jak bardzo sami siebie okłamujemy… Bóg czyni z nas swoje dzieci i pozwala nam na zuchwałość jakiej może dopuścić się jedynie dziecko w stosunku do własnych, kochających rodziców. Tak jak to ukazano w „Pasji”, gdzie Jezus ochlapał Maryję wodą. Traktujesz Boga jak tatę, którego mógłbyś ochlapać wodą w upalny dzień…?

Moje życie jest życiem Bożego dziecka. Wszystko w nim ma sens, wszystko w nim jest łaską. To jest tak wielka tajemnica, bo nie zawsze jest różowo. Mój rozum tego nie pojmuje. Ale rozum ani w miłości, ani w wierze na nic się zdadzą.

Wierzyć to znaczy uznać się obdarowanym 

 

* inspired by x. Pawlukiwicz 

Beznadziejnie. To mocne słowo ale tak właśnie jest. Beznadziejnie w każdym aspekcie- w relacjach rodzinnych, przyjacielskich, w sprawie studiów, przyszłości, miłości. Pod każdym możliwym względem jest beznadziejnie …

Św. Tereska powiedziała Bogu: „biorę wszystko” i ja to za nią powtórzyłam jakiś czas temu. Biorę wszystko, co zechcesz mi Boże dać- radość, miłość, przyjaźń, zadowolenie, smutek, cierpienie czy osamotnienie. Nie można być wierną Bogu tylko jak jest dobrze albo tylko jak jest źle. I mimo, że teraz, kiedy jest źle i cholernie brak mi sił, nadal biorę wszystko. Nie zabieraj mi Panie tego cierpienia ale daj mi siłę, żebym mogła je znieść. Była Tobie w nim bliska, posłuszna i pokorna. Nie pocieszaj mnie ale sam bądź moją pociechą, moim wszystkim. Wierzę Jezu, że wiesz co robisz, że Twój plan ma sens. Że we wszystkim mogę znaleźć Boga…

Spacer z psem. Tam gdzie zawsze, ta sama ścieżka, te same krzaki i drzewa. Stanęłam na środku jednej z tych ścieżek przed wielkimi czterema drzewami i skamieniałam. Nawet nie wiem ile czasu tam stałam wpatrzona w te wielkie korony kiedy w pewnym momencie poczułam ich energię, przepływające przez nie od setek lat życie. I jak bardzo absurdalnie to brzmi odczułam ich niepojęty majestat, tajemnicę istnienia mimo burz, suszy, owadów, szkodników. Siłę Absolutu decydującą o ich istnieniu. I wtedy z głębi koron wyleciały dwa motyle, a mi przez głowę przebrnął fragment: „Jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. U was zaś nawet włosy są policzone.”
Nie wierzę w przypadki, więc kiedy wieczorem dostałam Smsa z Nieba o treści : „Wola Boża przede wszystkim i tylko to” moje serce nareszcie trochę się uspokoiło. Bóg mówi przez wszystko, działa przez wszystko. Nic się nie dzieje o czym by nie wiedział i nie decydował. Wszystko czemuś służy, jest łaską.

Wierzę w plan miłości mojego Ojca. Biorę wszystko.

„Nie może poznać sługa Boży, ile ma cierpliwości i pokory, dopóki się wszystko dzieje po jego myśli. Gdy zaś przyjdzie czas, kiedy ci, którzy powinni postępować według jego woli, zaczną mu się sprzeciwiać; ile wtedy okaże cierpliwości i pokory, tyle jej ma, nie więcej.”

św. Franciszek z Asyżu.  

Czas wakacji kojarzy się głównie z odpoczynkiem, nic nie robieniem, ciepłem, relaksem, brakiem pośpiechu.

Ale czas wakacji to też nieodłącznie czas pożegnań i wyjazdów. Średnio co trzy lata stwierdzam, że przemijanie boli. Że upływający czas jest bezlitosny. Życie, które każe nam się przyzwyczajać do ludzi, dawać się im oswajać, uzależniać się od nich i nie móc żyć bez bliskich obok. Bo człowiek to zwierzę stadne. Musi mieć z kim dzielić się radościami, komu płakać w rękawa, kogoś czyimi problemami będzie się przejmował. I o ważności tych ludzi przekonujemy się kiedy ich tracimy… Kiedy kogoś wyjeżdża, kończy studia, przeprowadza się, zakochuje i wychodzi za mąż albo zmienia pracę. Nie ma co się dziwić, że jest nam wtedy najzwyczajniej smutno ale przecież nie chodzi tylko o smutek ale przeszywający do cna ból. Boli zawsze… pytanie brzmi dlaczego? I dlaczego dowiadujemy się  tym, kiedy te osoby odchodzą?

Z jednej strony na pewno chodzi o potrzebę posiadania swojego „stada”, choćby nawet jednoosobowego, które będzie nas rozumiało bez słów, które będzie nas przyjmowało z wszelkimi niedoskonałościami jakie w sobie mamy, które będzie potrzebowało naszych rąk do działania, umysłu do myślenia, ust do żartowania. „Stada”, w którym czujemy się potrzebni i „jacyś”. A co ważniejsze- bez względu na to jacy jesteśmy nasi ludzie będą naszymi i przy nas pozostaną. I właśnie dlatego boli…- bo gdy ich nie ma czujemy się źle sami ze sobą. Niepotrzebni, nieidealni, nie niezastąpieni, nieśmieszni, niepomocni, niedobrzy… Potrzebujemy ich by budować siebie, swoją tożsamość, by móc się wyrażać i wiedzieć, że nasz wyraz będzie przyjęty. Egoistyczne ale prawdziwe. Nie można też zapomnieć, że jeśli ktoś jest moim człowiekiem to ja powinnam być też jego. Jeśli ktoś mnie buduje powinnam budować też mojego budowniczego.

I dobrze, że średnio raz na trzy lata przychodzi czas pożegnać, rozstań. Kiedy całe nasze życie się załamuje. Wtedy widać po pierwsze co pozostanie, bo będą to tylko najsilniejsze elementy, a po drugie na czym budowaliśmy. Czy na prawdziwej miłości i poświęceniu, a może na naiwności, szantażu i doznaniach.

Boli…

Będzie bolało…

To że boli oznacza, że pozostaliśmy ludźmi, bezbronnymi wobec miłości, przyjaźni, pełnymi zaufania, którzy umieją cząstkę siebie oddać w ręce innych i cząstkę swoich przyjaciół wbudować do własnego serca. Takimi, którzy świadomi swoich ułomności potrzebują innych i świadomi swoich talentów chcą się niemi dzielić z innymi.

Boli, bo jest dla nas ważne i warte walki!

Gdyby wszyscy mieli po cztery jabłka
gdyby wszyscy byli silni jak konie
gdyby wszyscy byli jednakowo bezbronni w miłości
gdyby każdy miał to samo
nikt nikomu nie byłby potrzebny

Dziękuję Ci że sprawiedliwość Twoja jest nierównością
to co mam i to czego nie mam
nawet to czego nie mam komu dać
zawsze jest komuś potrzebne
jest noc żeby był dzień
ciemno żeby świeciła gwiazda
jest ostatnie spotkanie i rozłąka pierwsza
modlimy się bo inni się nie modlą
wierzymy bo inni nie wierzą
umieramy za tych co nie chcą umierać
kochamy bo innym serce wychłodło
list przybliża bo inny oddala
nierówni potrzebują siebie
im najłatwiej zrozumieć że każdy jest dla wszystkich
i odczytywać całość

x. Twardowski


„Tym, którzy szukają pocieszenia,

racz dać Panie cierpliwe ramię.

 

Wytrąconym z równowagi

niech się nie chybocze Ziemia.

Dla zmarzniętych wczesne

nadejdą roztopy.

 

Błądzący, bliscy

zaniechania poszukiwań,

wreszcie odnajdą drogę

i to od razu na skróty.

 

Trud tych, którzy z bezsilności zwątpili,

łut szczęścia owocem obsypie.

 

Porzuconych w nowe objęcia przygarnij.

Zmartwionym odmaluj

przynajmniej sen pokrzepiający.

 

A mnie daj taką ufność,

co – choć sama ślepa –

podeprze moje kalekie modlitwy”

 

*by Martynka, from http://marsilka.wordpress.com/


1. Schowaj mnie pod skrzydła Swe
Ukryj mnie w silnej dłoni Swej.

Ref. Kiedy fale mórz chcą porwać mnie
Z Tobą wzniosę się, podniesiesz mnie
Panie Królem Tyś spienionych wód
Ja ufam Ci – Ty jesteś Bóg

 2. Odpocznę dziś w ramionach Twych
Dusza ma w Tobie będzie trwać.

bardzo dobra jakość, gdyby ktoś chciał ściągnąć.

http://www.djoles.pl/?n=mp3&nn=downloadmp3&id=595209&opis=still-schowaj-mnie&serwer=6

„Muszę więc przyjąć, że (prawie) zawsze postrzegam tylko swoją własną rzeczywistość, i że często ma ona więcej wspólnego ze mną niż z tym, co się dzieje na zewnątrz. Wiedział już o tym grecki bajkopisarz Ezop, który siedział przy drodze do Aten, gdy zagadnął go podróżny i zapytał: „Jacy są ludzie w Atenach?” Ezop odpowiedział: „Powiedz mi najpierw, skąd ty przychodzisz i jacy tam są ludzie.” „Pochodzę z Argos, tam ludzie są nieuprzejmi, niesprawiedliwi i kłótliwi, dlatego dochodzę.” „Szkoda, bo ludzie w Atenach są dokładnie tacy sami.” Nieco później przechodził inny podróżny i zadał to samo pytanie. Gdy Ezop zapytał go o miejsce pochodzenia podróżny wpadł w zachwyt: „Pochodzę z Argos, tam ludzie są serdeczni, otwarci, gościnni!” „Pięknie- uśmiechnął się Ezop- ludzie w Atenach są dokładnie tacy sami.”
Od mojego nastawienia zależy, jaki spotka mnie świat. Mój świat jest moim lustrem. Jak go widzę, taki jestem. Ilekroć wskazuję na rzeczy dziejące się wokół mnie, gdy o nich mówię, wtedy wskazuję też na siebie i zdradzam coś na swój temat.
Obojętne, jacy byli ludzie w Argos czy Atenach: gdy sam ze sobą będę w zgodzie, będę się tam dobrze czuł- i odwrotnie. Mistrz Eckhart: „Kto jest rzeczywiście dobry jest taki we wszystkich miejscach i w każdym towarzystwie. Podobnie zły- będzie taki wszędzie i ze wszystkimi.”
Pytanie więc brzmi: Kto idzie do Aten? I jak idzie, w jakim nastroju, z jakimi wyobrażeniami, z jakimi oczekiwaniami? Od tego będzie zależało, czy spotka nieprzyjaznych czy serdecznych ludzi.

Nasuwają się dwa wnioski: po pierwsze, jestem w o wiele mniejszym stopniu, niż mi się wydaje, zależny od czynników zewnętrznych. Nie mogę więc ich czynić odpowiedzialnymi za mój nastrój. Sam jestem odpowiedzialny za swój świat. Drugi wniosek: nie muszę zmieniać ludzi w Argos czy Atenach choć ustawicznie próbuję to robić. Ale mogę zmienić s i e b i e. Mogę zacząć patrzeć na siebie i świat nowymi oczami.

Jacy więc są ludzie w Atenach? Dokładnie tacy jak ja. A jednocześnie wystarczająco inni…” *

* z „Jak mistyk sznuruje buty”- Lorenz Martin

„Zbaw siebie, a Zbawią się z Tobą inni! „

Umrzeć z Chrystusem. Umrzeć dla Chrystusa. Umrzeć dzięki Chrystusowi.

Najważniejsze jest to, czego nasze oczy nie są w stanie dostrzec. A umysł pojąć. Bo czasem trzeba po prostu uwierzyć i zaufać.

Jezus Zbawia, wszystkich. Jezus Zmartwychwstał, dla wszystkich. Jezus jest Życiem, dla wszystkich!

„Mighty to save” by Michael W. Smith

Potrzeba nam wspołczucia
Miłości doskonałej
Niech łaska zmieni nas
Potrzeba przebaczenia
Dobroci Zbawiciela
Nadziei ludzkich serc

REF.: Zbawca
Może ruszyć góry
On ma moc by zbawić
Ma moc by zbawic mnie
Na zawsze autor odkupieinia
On powstał, zwyciężył śmierć

Więc weź mnie, oto jestem
Słaby i bezradny
Wypełnij znowu mnie
Oddaję swoje serce
Bo jesteś tego warty
Poddaję dzisiaj się

Rozpal płomień, niech świat ujrzy znów,
prosimy,
jesteś warty – Zmartwychwstały Król

http://www.youtube.com/watch?v=8rQXU56se1k


Jak często trzeba tracić wiarę
urzędową
nadętą
zadzierającą nosa do góry
asekurującą
głoszoną stąd dotąd
żeby odnaleźć tę jedyną
wciąż jak węgiel jeszcze zielony
tę która jest po prostu
spotkaniem po ciemku
kiedy niepewność staje się pewnością
prawdziwą wiarę bo całkiem nie do wiary”

x. Twardowski


 „Tak kochasz Boga jak jesteś wobec Niego otwarty. Tak kochasz ludzi, jak jesteś wobec nich otwarty.  To jak z kwiatem- dopóki się nie otworzysz nikt nie dostrzeże Twojego prawdziwego piękna. Ale jak to zrobisz istnieje ryzyko, że ktoś może Cię zerwać. Ale miłość wymaga ryzyka.”

Otwartość…
Otwartość czyni nas bezbronnymi. Odsłania nas na świat, zdradza wszystko o nas. Przez nią pozwalamy poznać się dogłębnie i to nas przeraża. Broniąc się przed ogarniającym nas lękiem budujemy sobie bezpieczne schronienia. Miejsca, gdzie jesteśmy lubiani albo przynajmniej potrzebni. Kłopot z opancerzeniem się przed trudnościami rzeczywistości polega na tym, że ta sama stal, która chroni nas przed utratą życia uniemożliwia nam otwarcie się na sygnały, emocje i uczucia z zewnątrz, którymi chce nas świat obdarzać. Bardzo się boimy, żeby się coś nie wydało, o naszej rodzinie, przeszłości, wierze. Bo sobie o nas pomyślą. Okazuje się wtedy, że mamy twarze eksportowe- do biura, na uczelnię, dla sąsiadów, do konfesjonału. Dajemy z siebie część, a kawałek chcemy zachować dla siebie, gdzieś go ukryć. Można grać przez lata 24h na dobę. Taki mechanizm z autopilotem- na widok profesora, księdza, rodziców, znajomych- włącza się nam to eksportowe „Ja”. A Bóg jest obecny w Tobie prawdziwym. Jeśli nie znajdziesz siebie prawdziwego- nie znajdziesz Boga. Jesteśmy wielcy i mali jednocześnie i dopóki tego nie skleimy, nie staniemy się zintegrowani nie znajdziemy Boga. Na tym polega czysta miłość- że nic nie mam do ukrycia. Na pozwoleniu na czytanie moich maili, zaglądaniu do szuflad, szafek w domu, pracy, na uczelni. Człowiek czysty nie ma nic do ukrycia, jest wolny i prosty. Woda nas oczyszcza, obmywa i rujnuje. Zmywa z nas wszystkie maski, eksportowe fryzury, makijaże, przyklejane uśmiechy. Woda wszystkich nas równa. Cały nasz teatrzyk tonie. I tego się boimy i z Bogiem chcemy pertraktować. „Tutaj żeby zamoczyć, ale ostrożnie żeby tamtego nie dotknąć, bo się zmoczy i zepsuje. Dużo Ci Boże dam ale tego nie, tego nie ruszaj, to zostaw.” A zanurzyć się trzeba całemu. Wszystko to wszystko. I wobec Boga,i wobec świata, i innych ludzi.

Czas Męki Pana wymagał od Apostołów świadectwa, przyznania się do Jezusa. Uczniowie byli przy Jezusie dzień w dzień przez kilkanaście lat. Lecz jak się później okazało zabrakło im odwagi do przyznania się, że Go znają. A ja? Czy mam odwagę przyznać się, że Jezus jest dla mnie ważny? Czy mam odwagę mówić o nim otwarcie? Ile wątpliwości rodzi się jak mijamy kościół na ulicy a idziemy z kimś znajomym. Jak bardzo przyspiesza nam serce jak jemy z kimś obiad- przeżegnać się czy się nie przeżegnać, uklęknąć jak ksiądz idzie ulicą z Najświętszym Sakramentem czy nie. Boimy się zdradzić, bo przez to dajemy innym znak że Bóg jest dla nas ważny. Pozwalamy innym zakwalifikować nas do katolików i później nas z tego rozliczać. A ludzie często postrzegają tych związanych z kościołem jako świętych, którzy nie popełniają błędów, a to nieprawda. To nie cnoty, a grzechy prowadzą nas do Boga, bo uświadamiają nam jak bardzo jesteśmy od Boga zależni, jak bardzo ułomni bez Jego łaski i jednocześnie jak bardzo święci możemy się stawać dzięki Bożej mocy. Nikt nie lubi być pokorny, a chrześcijaństwo wymaga od nas PUBLICZNEJ pokory. Być świadkiem to znaczy przylgnąć do Chrystusa i potem iść o tym przylgnięciu opowiedzieć ludziom.

Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa naszego Pana, ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Bożej. 

2 TM 1, 4-8

„Nie bój się opinii świata. Chciej, żeby Chrystus miał o Tobie dobre zdanie”
Jezus nas zna! Wie o nas WSZYSTKO, czy tego chcemy czy nie, On wie WSZYSTKO i pomimo to chce z nami rozmawiać!

Pędzę. Jak oszalała, na oślep przed siebie. A jak się tak pędzi, to wiadomo, że trudno jest zobaczyć, co mija się po drodze. Nie mówiąc już o zastanowieniu się, czy w dobrą stronę pędzę, czy może się zgubiłam. I nie są to puste słowa, które ciągle się słyszy- o wyścigu szczurów, pogonią za karierą, zaszczytami. Naprawdę mam poczucie, że nie mam planu na swoje życie, nie mam go przemyślanego, alternatywy.

To, co robię zajmuje mi cały czas. Studia, dom, zakupy, obiad, Msza, wieczorem nauka, kolacja, PŚ. Zamknęłam się w tym świecie (do niedawna w dodatku pozbawionym MŚ i PŚ) i od paru ładnych lat nie byłam w stanie nicości, pustki umysłowej, stanie niezwiązania z tu i teraz, gdzie mogłabym znaleźć siebie i swoje pragnienia. Miejsca, w którym cisza byłaby tak przejmująca, że usłyszałabym najbardziej odległe, od lat odrzucane przeze mnie myśli, wątpliwości.

Pustyni!

Pustyni, gdzie mogłabym spotkać Boga. Ale nie takiej jednodniowej albo kilkugodzinnej. Nie tej godziny wieczornej modlitwy kiedy nie zdążę się skupić a już padam ze zmęczenia i oczy same mi się zamykają. Na pustyni nie ma się bywać, na pustyni trzeba pożyć żeby coś zrozumieć.
Jezus w swojej wszechmocy potrzebował 40 dni wyciszenia, 40 dni słuchania Boga, 40 dni poznawania Jego planu zbawienia. 40 DNI! Ilu w takim razie dni ja potrzebuję, żeby zrozumieć Boga i Jego zamysły w stopniu zaawansowania choć w jednej milionowej zbliżonym do Jezusowego? A jedyna okazja kiedy pozwalam Bogu mówić to podczas Mszy Św i na wieczornej lekturze PŚ. Minuty dla Boga, który jest wiecznością…

I trwam tak w tym obecnym stanie bez odwagi,  żeby się stąd wyrwać, bo zawsze czegoś szkoda- bo sesja, bo koło, bo wejściówka, bo magisterka, bo lab… Bo szkoda zmarnować czas, stracić rok. Ciągle czegoś szkoda, coś jest ważniejsze. A przecież ja nie walczę o rok, dwa, 10 lat ale o wieczność!  Rodzina, znajomi i inni powiedzą mi, że nie mam ważniejszych problemów dlatego zajmuję się takimi wyssanymi z palca, że brak pracy, choroba, bezdzietność to są prawdziwe problemy. Jasne, to są ważne sprawy ale czy na pewno niezbędne dla mojego zbawienia? Czy te studia to wszystko na co mnie stać, wszystko czym mogę chcieć Bogu zaimponować, co mogę zrobić by był ze mnie dumny?
Być może te studia są miejscem, gdzie Bóg chce mnie zbawić, ale czy ja na pewno Go o to zapytałam? Czy dałam sobie szansę Go usłyszeć? Chyba nie do końca…

Potrzebuję PUSTYNI i jej ciszy.

„Słuchać i słyszeć Pana to tylko połowa sukcesu. Druga połowa to skorygować swój sposób myślenia i postępowania z tym, co słyszę.”
o. Michał

http://www.youtube.com/watch?v=sSjtd4cLKic

***

„Dziękuję Ci po prostu za to, że Jesteś

za to, że nie mieścisz się w naszej głowie, która jest za logicznaza to,
że nie sposób Cię ogarnąć sercem, które jest za nerwowe
za to, że Jesteś tak bliski i daleki, że we wszystkim inny
za to, że jesteś już odnaleziony
i nie odnaleziony jeszcze
że uciekamy od Ciebie do Ciebie
za to, że nie czynimy niczego dla Ciebie, ale wszystko dzięki Tobie
za to, że to, czego pojąć nie mogę – nie jest nigdy złudzeniem
za to, że milczysz.
Tylko my – oczytani analfabeci
chlapiemy językiem”

x. Twardowski

Jezu! Naucz mnie, proszę, prostej Bojaźni Bożej!

Nie tej, która paraliżuje, ale tej która nie pozwala odejść. Tej, która każe mi wymagać od siebie i nie rezygnować. Bojaźni, która jest fascynacją, zauroczeniem, tęsknotą. Bojaźni, która za nic nie chce pozwolić mi oddalić się od Ciebie, Boże, bo tylko Ty możesz we mnie wszystkiego dokonać. Abym drżała ze strachu kiedy zgrzeszę, nie dlatego, że boję się kary, ale dlatego, że nie potrafię żyć bez Ciebie, bo jestem wtedy jak ślepy we mgle.

„Bojaźń Boża chroni od pychy. Bojaźni Bożej musi towarzyszyć dziecięca ufność w Boże miłosierdzie i niezłomna wiara w Jego wierność, że nas podtrzymuje”

1 P 5, 10


Sprawa Tomka.
Chciałabym żeby od razu porozmawiał z o. Piotrem, żeby od razu wszystko się zmieniło. Ale Bóg chciał inaczej- o. Piotr wróci za tydzień, wyjechał na rekolekcje. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy gdy się o tym dowiedziałam- że to będzie jeden z moich najtrudniejszych i najdłuższych tygodni. Ale teraz zaczynam rozumieć.

Bóg uzdrawia z cierpień fizycznych i duchowych ludzi wierzących w Jego moc i tylko dla wzrostu wiary. W tym przypadku nie chodzi tylko o wiarę Tomka. Jak wielki jest to egzamin z mojej wiary i ufności. Jak wielopłaszczyznowo testowane jest moje zawierzenie Bogu.
Po pierwsze wiara w wolę Bożą. Wydawać by się mogło, że Bóg chce zbawienia człowieka. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości! Ale Bóg widzi szerzej, dalej, głębiej, dokładniej, perfekcyjnie. I być może to nie ten czas dla Tomka, może on ma teraz odejść, żeby wręcz zderzyć się z Bogiem na innym zakręcie swojego życia? Jeśli Bóg odpowie teraz na moją modlitwę mówiąc „poczekaj” albo „nie” to czy moja wiara jest wystarczająco silna żeby pozwoliła mi się na to zgodzić, przyjąć z pokorą Bożą decyzję?
„Wiara to nie klucz, który otwiera magiczne drzwi, za którymi czeka nas natychmiastowe uzdrowienie czy bogactwo. Wiara to przekonanie, że Boża odpowiedz jest tak samo pełna miłości, kiedy mówi On „tak”,  jak i wówczas kiedy mówi nam „nie”.*” To jest tydzień dla mnie. Tydzień na sprawdzenie mojej wytrwałości w modlitwie, mojego zaufania, mojej Wiary.
Boża wola nie jest jedynym aspektem, który jest „badany”. Bo musi paść pytanie czy wierzę w Ducha Świętego, który przemawia przez osobę bierzmowaną? Czy wierzę, że przemawia przez o. Piotra? Czy wierzę, że poprzez sakrament kapłaństwa sam Bóg go namaści, wybrał i posłał dając mu swą moc? Czy jeśli padną jakieś niewygodne, trudne słowa, ciężkie do przyjęcia, jeśli Tomek się ode mnie odwróci i będzie miał do mnie pretensje z powodu o. Piotra to czy zachowam wiarę, że to były naprawdę Boże słowa? Czy wierzę, że o. Piotr jest wybrany przez samego Jezusa?
Uzdrowienia mają służyć wzrostowi wiary. Ale ja nie chcę wystawiać Boga na próbę, mówić mu: „OK., jak uzdrowisz Tomka uwierzę bardziej.”Bo powinnam wierzyć bardziej bez względu na to. Powinnam wierzyć, że Bóg, jeśli pozwoli mu teraz na wolność decyzji to i tak go nie zostawi, bo nie zostawia nikogo. Powinnam mieć pokorę, bo zamysły Boga są tak niepojęte, że nie jestem w stanie ich zgłębić a swojej ludzkiej marności, nawet wtedy wierząc. Wierzyć czyli ufać, kiedy cudów nie ma. I trzeba tu pamiętać, że to nie sprowadza się do bierności, uznania że Bóg już wszystko postanowił. Postanowił, ale nas kocha i jeśli jest to zgodne z Jego wolą i będziemy Go o coś usilnie prosić to da nam. Może nie już, nie teraz, za tydzień, rok, 10 lat. Ale trzeba Boga prosić z ufnością!

„Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”  Łk 22, 42.

„Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić” Mt8, 2.

Jeśli chcesz Panie!

*z „Matka Angelica odpowiada”


Jaka jest moja modlitwa w chwilach kiedy dzieje się coś złego,nieplanowanego albo planowanego inaczej; w sytuacjach bez wyjścia? Pełna skruchy i zawierzenia, ufności, pokory i uniżenia czy pretensji, pychy, krzyku i żalu? Jak naprawdę ufa moje serce?

Eksploduję. Prawie za każdym razem kiedy coś nie idzie po mojej myśli. Kiedy bardzo bym czegoś chciała, a to się nie dzieje . I nie umiem zamknąć się wtedy w sobie, przeżywać tego wewnętrznie, jednocześnie nie obciążając ludzi mi bliskich raz, że moimi problemami a dwa, że złymi uczuciami . Jak wulkan zalewam innych swoją złością po to, żeby było mi łatwiej, wyżyję się, wygadam, posłucham rad. A jedyne słuszne rady może mi dać Bóg. Jedynie On wie, czego pragnie moje serce i co będzie dla mnie dobre [Mt 6, 8].  Tylko Bóg jest w stanie dowartościować moje działania. Tylko Bóg ma słowa dające życie wieczne, którymi powinnam przepełnić swoje życie.

„Dręczono Go, lecz sam pozwalał się gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak on nie otworzył ust swoich” [Iz 53, 7]

Co to jest prawdziwa radość? – wg św Franciszka

” Przybywa posłaniec i mówi, że wszyscy profesorowie z Paryża wstąpili do zakonu- to nie prawdziwa radość.
Że tak samo uczynili wszyscy prałaci z tamtej strony Alp, arcybiskupi i biskupi, również król Francji i Anglii- to nie jest prawdziwa radość.
Tak samo, że moi bracia poszli do niewiernych i nawrócili wszystkich do wiary; że mam od Boga tak wielką łaskę, że uzdrawiam chorych i czynię wiele cudów- w tym wszystkim nie kryje się prawdziwa radość.

Lecz co to jest prawdziwa radość? Wracam z Perugii i późną nocą przychodzę tu, jest zima i słota, i tak zimno, że u dołu tuniki zwisają zmarznięte sople i ranią wciąż nogi, i krew płynie z tych ran. I cały zabłocony, zziębnięty i zlodowaciały przychodzę do bramy; i gdy długo pukałem i wołałem, przyszedł brat i pyta: Kto jest? Odpowiedziałem: Brat Franciszek. A ten mówi: Wynoś się; to nie jest pora stosowna do chodzenia; nie wejdziesz. A gdy ja znowu nalegam, odpowiada: Wynoś się; ty jesteś człowiek prosty i niewykształcony. Jesteś teraz zupełnie zbyteczny. Jest nas tylu i takich, że nie potrzebujemy ciebie. A ja znowu staję przy bramie i mówię: Na miłość Bożą, przyjmijcie mnie na tę noc. A on odpowiada: Nic z tego. Idź tam, gdzie są krzyżowcy i proś.

Powiadam ci: jeśli zachowam cierpliwość i nie rozgniewam się, na tym polega prawdziwa radość i prawdziwa cnota, i zbawienie duszy. ”

Nie ma żadnego pocieszenia, satysfakcji. Prawdziwa radość polega na tym, że znikąd nie ma pocieszenia a ja jestem spokojna. Radością nie jest cierpienie św Franciszka. Radością jest to, że się nie wściekam. Bóg mnie umacnia. To nie to samo co pocieszenie Boga mnie umacnia. Kiedy On nie robi nic, a ja opierając się na Nim doznaję radości. Sam Bóg jest moim pocieszeniem.
Nic mi Boże ludzkiego nie dawaj, tylko siebie mi daj, ponadzmysłowego, to jest Prawdziwa Radość.

Boże! Naucz mnie powściągać mój język  „Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym.” [Ef 4, 29] Naucz mnie cierpieć w sobie dla Ciebie, bez próżnej chwały i podziwu w oczach innych.
Uczyń mnie pustym naczyniem, wolnym od pychy, zarozumiałości, moich przywiązań do grzechu byś mógł nalać wody życia w to naczynie!

Pan Bóg nie widzi zła.

Starsze małżeństwo przechadza się przez targ staroci. Stragany ze starymi imbrykami, wazonami, lustrami, świecznikami. I rozmowa przy każdym stoisku wygląda mniej więcej identycznie.
Mężczyzna bierze do ręki kij i mówi: Jaki śliczny!
Żona na to: co to?!
Mąż: trzon od łopaty!
Żona na to: zostaw to brzydactwo, odrapane całe, brudne, zostaw! po co Ci to?!
Mąż: patrz tu by się podheblowało,  tu by się zrobiło, pomalowało, słuchaj jakby to pięknie wyglądało!
Żona: Zostaw to, błagam Cię!
Idą do następnego straganu
Mąż: Boże jakie piękne żelazko!
Żona: Co ty?! Stara dusza przerdzewiała
Mąż: Jakie cudowne!
Żona: Po co Ci to, wyrzuć to!
Mąż: to się wszystko wyklepie, uszczelni, wymaluje!

Można zaryzykować stwierdzenie:

Bóg z szatanem idą przez świat.
Pan Bóg mówi- zobacz jaka śliczna Baśka! Szatan na to: gdzie tam śliczna- zakłamana, fałszywa, egoistka, zakochana w pieniądzach.
Pan Bóg: tu się podhebluje, tu doczyści, tam uszczelni. Tu ją wyślę na rekolekcję, tu jej postawię na drodze dobrego kaznodzieję albo spowiednika. Diabeł na to: Zostaw! Po co Ci ona?

Pan Bóg nie widzi zła!
Nawet jak upadniesz to Bóg widzi gdzie ma Cię naprawić. Błogosławiona wina. Pan Bóg tak jak prawdziwy mechanik- widzi uszkodzone auto i cieszy się na myśl co będzie musiał w nim naprawić, ale będzie robota! Iskry będą szły jak będę ją szlifował.
Jaki piękny materiał na świętą!

 

Kwiecień 2024
N Pon W Śr Czw Pt S
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
282930