You are currently browsing the tag archive for the ‘zaufanie’ tag.

„Wystarczy Ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali.”- Kor 12, 9

„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga.”- Ef 2, 8

„Temu zaś, który mocą działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej niż to, o co my prosimy czy rozumiemy.”- Ef 3, 20

„Z ochotą służcie, jak gdybyście służyli Panu, a nie ludziom, świadomi tego, że każdy, jeśli uczyni coś dobrego, otrzyma to z powrotem od Pana”- Ef 6, 7

„Bądźcie mocni w Panu siłą Jego potęgi”- Ef 6, 10

„Bo kto uważa, że jest czymś, gdy jest niczym, ten zwodzi samego siebie” – Ga 6, 3

„Albowiem to Bóg jest w nas sprawcą i chcenia i działania zgodnie z Jego wolą.”- Flp 2, 13

„[…] mocą, którą może On także wszystko, co jest, sobie podporządkować.”- Flp 3, 21

„O nic się już nie martwcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem.”- Flp 4, 6

„Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie”- Tes 4, 3

Pan da Ci zrozumienie we wszystkim” – 2 Tm 2, 7

„Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam?”- Rz 8, 31

„U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone”- Łk 12, 7

„Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie”- Mt 6, 8

„Ja bowiem znam zamiary, jakie mam wobec was– wyrocznia Pana- zamiary pełne pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość jakiej oczekujecie. Będziecie mnie wzywać zanosząc do Mnie modlitwy, a Ja was wysłucham. Będziecie mnie szukać i znajdziecie Mnie, albowiem będziecie mnie szukać z całego serca. Ja zaś sprawię, że Mnie znajdziecie.”- Jr 29, 11- 14

„On nie pozwoli zachwiać się Twej nodze ani się zdrzemnie Ten, który cię strzeże. […] Pan twoim cieniem przy twym boku prawym. Pan cię uchroni od zła wszelkiego, czuwa nad twoim życiem.” Ps 121, 3-5

Wierzyć to znaczy nie pytać jak długo jeszcze mamy iść po ciemku. 


			

Chcielibyśmy być najważniejsi. Wiem, wiem, wcale nie prawda, wcale nie wszyscy. A jednak. Chcielibyśmy być najważniejsi, w centrum. Mamy aspiracje aby zaspokajać potrzeb naszych bliskich w pojedynkę, zastępować im wszystkich innych znajomych, żeby tylko do nas pisali smsy, maile, tylko z nami rozmawiali, nam się żalili i chwalili; żebyśmy to my byli przy nich blisko w ciężkich i radosnych momentach lub też chcielibyśmy ustrzec innych od cierpienia, rozczarować, zranień, upadków. Najlepiej zamknąć ich w szklanej klatce i wszystko brać na siebie. Na pierwszy rzut oka- piękna postawa. Taka pełna oddania, poświęcenia, służby. Ze świecą szukać takich ludzi, którzy w „dzisiejszym egoistycznym świecie” potrafią się tak zachować. Ale czy do końca to jest takie bezinteresowne, czyste w intencjach i piękne, a co najważniejsze dobre dla obu stron? Do niedawna myślałam, że tak. Jak bardzo się myliłam

Bo chciałam być w centrum. Centrum świata tamtych ludzi, niejako będąc gwarantem ich szczęścia. Tłumaczyłam sobie, że pytania o to „kto napisał?” „gdzie idziesz?” „kiedy wrócisz?” „co jadłaś?” „co jutro robisz?” są przesycone troską i zwykłą ciekawością.
Ale to nie jest tylko ciekawość i troska. Zatkało mnie, kiedy zapytałam samą siebie, po co o to wszystko pytam.

To jest karmienie siebie, swojego ego, żeby czuć się potrzebnym, ważnym, chcianym. Wmawianie sobie, że jest się supermanem, który potrafi uratować świat. „Złap się mnie a nic złego Ci się nie stanie”. Nic bardziej mylnego.

A stanie się, może się stać. Taka jest prawidłowość tego świata, że wręcz musi się coś stać. Skoro Krzyż jest drogą do zbawienia- JEDYNĄ- to nie może być tak, że Pan Bóg komuś go nie da, to by było niesprawiedliwe i okrutne z Jego strony. Więc jeśli pozbawiamy kogoś krzyża, wbrew jego woli, to tak jakbyśmy bronili mu przystępu do zbawienia. Wszystko w wolności jak mawia o. Robert.

I jak bardzo ciężko jest to przyjąć, nie pytać się, dać przestrzeń, wolność, słuchać ale nie wymuszać opowieści.

A trudność ta wynika z braku pewności, jak już tu kiedyś pisałam, braku zaufania, chęci panowania nad wszystkim. A czasem trzeba to po prostu zawalić żeby zobaczyć, że „odgórny” plan jest milion razy lepszy od naszego i nigdy byśmy tak tego wszystkiego nie zaplanowali.

Są takie książki które pojawiają się właśnie wtedy kiedy powinny.

Tak było w moim przypadku z „Chatą” WM.P. Younga. Książka o… no właśnie, o czym? Z jednej strony o Bogu, ale nie tak jak zawsze. To książka o Bogu schodzącym ze swego piedestału w dodatku takim, który sam chce się nam przedstawić. Bliskim i ciepłym. Ale to też na pewno książka o człowieku, o relacjach, wolności, cierpieniu, cierpliwości, względności dobra i zła, tragedii i szczęścia. Na pewno chciałabym ją polecić, wszystkim, zarówno wierzącym jak i tym mniej. Choć właściwie można by zapytać co to znaczy, że ktoś jest wierzący…? Ale to chyba temat na inny wieczór, o wiele dłuższy…

A oto parę zdań, które na mnie wywarły ogromne znaczenie, i mimo, że minęło już trochę czasu od kiedy przeczytałam tę książkę nadal kołaczą mi się w głowie. Głownie ze względu na to, że bardzo celnie oddają i komentują stan mojego ducha… Komentarz wydaje mi się zbędny…

„Ty naprawdę jeszcze nie rozumiesz. Starasz się doszukać sensu w świecie, w którym żyjesz, w oparciu o bardzo niekompletny obraz rzeczywistości. To tak, jakbyś oglądał paradę przez dziurkę od klucza, widział tylko cierpienie, egocentryzm i żądzę władzy, i sądził, że jesteś sam i nic nie znaczysz. To nieprawda. Uznajesz ból i śmierć za największe zło, a Boga za skończonego zdrajcę, albo w najlepszym razie, za niegodnego zaufania. Określasz warunki, osądzasz moje działania i uznajesz mnie za winnego. Twoim głównym błędem, Mackenzie, jest to, że nie uważasz mnie za dobrego. Gdybyś był przekonany, że jestem dobry i wszystko – środki, cele i koleje życia ludzi – wynika z mojej dobroci, wtedy być może, choć nie zawsze, rozumiałbyś, dlaczego coś robię, ufałbyś mi. Ale nie ufasz. (…) 
Nie można wymusić zaufania, tak samo jak pokory. Ono albo jest, go nie ma. To owoc relacji, w której jesteś kochany. Ponieważ ty nie wiesz, że ja cię kocham, nie możesz mi ufać. „

„Och, dziecko. Nie lekceważ cudu łez. One mogą być uzdrawiającymi wodami i strumieniem radości. Czasami są najlepszymi słowami, jakie potrafi wypowiedzieć serce.”

„(…) bo ten ogród to twoja dusza. Bałagan też jest twój! Ty i ja razem pracowaliśmy w twoim sercu. A ono jest piękne i dzikie, choć się zmienia. Tobie wydaje się, że panuje tu nieład, natomiast ja widzę tworzący się, doskonały wzór… żywy fraktal.(…) Spojrzał na ogród – jego ogród – i zobaczył, że mimo nieporządku rzeczywiście jest wspaniały.”

„Żyć bez miłości to tak, jakby związać ptakowi skrzydła i pozbawić go możliwości fruwania. Ból też potrafi spętać skrzydła i uniemożliwić latanie – …- I jeśli będą spętane przez długi czas, zapomnisz, że zostałeś stworzony do latania. Ptaka nie definiuje to, że chodzi po ziemi, tylko to, że umie latać. Zapamiętaj, że ludzi nie określają ich ograniczenia, tylko cele, które dla nich przewidziałem. Nie są istotne pozory(…)”

„- Czy to, co robię w domu, jest ważne? Czy się liczy? Bo to niewiele poza pracą, dbaniem o rodzinę, przyjaciół…
– Mack, jeśli coś się liczy, wtedy wszystko się liczy. Ponieważ ty jesteś ważny, wszystko co robisz, jest ważne. Za każdym razem, kiedy wybaczysz, świat się zmienia, za każdym razem, kiedy wkładasz w coś serce, świat się zmienia, każdy dobry uczynek, widoczny lub niewidoczny, jest spełnieniem moich celów i później już nic nie jest takie samo.”

„Narzucanie swojej woli jest właśnie tym, czego miłość nie robi. Szczere relacje są naznaczone uległością, nawet kiedy nasze wybory nie są dobre ani zdrowe. (…) W uległości nie chodzi o władzę ani posłuszeństwo, tylko o miłość i szacunek.”

Uczę się szanować wolność innych. Nawet kiedy oznacza to bierne przyglądanie się, kiedy ludzie dla nas ważni popełniają błędy albo wręcz przeciwnie- radzą sobie bez nas.
Wielu rzeczy się uczę. A co najważniejsze- uczę się Boga…

„Celem nadrzędnym jest wędrówka przez modlitwę i samoświadomość, która dostarcza kontekstu do tego, aby stać sie duchowo wolnym, a więc zdolnym do poszukiwania, odnajdywania i realizowania woli Bożej w swoim osobistym życiu. Proces ten, mający na celu uporządkowanie życia tak naprawdę jest uporządkowaniem naszej miłości.

Kochać kogoś lub coś poza Bogiem lub na równi z Bogiem jest czymś nieproporcjonalnym, trzeba to zmienić i oczyścić. Zostaliśmy stworzeni dla Boga, naszym przeznaczeniem wiecznym jest Bóg; nasze serca znajdują odpoczynek tylko w Bogu. Całkowite zadowolenie można osiągnąć tylko w nieskończonej miłości Boga.

Przeniesienie środka ciężkości naszych serc na Chrystusa pozwala całej reszcie stać się względnym. Przywiązania nie są złe, są zarówno dobre jak i konieczne. Stają się nieuporządkowane kiedy zaczynają stanowić centrum naszego świata. Żadne przywiązanie do czegokolwiek, co zostało stworzone nie może być ośrodkiem naszej miłości. Kiedy doświadczymy skupienia na Bogu, wtedy wszystko inne jest zrelatywizowane.

Istotą nie jest wyrzeczenie się, ale wolność, gotowość poświęcenia, oddania jeśli Bóg tego od nas zażąda. Wtedy powodem aby czegoś chcieć lub coś zatrzymać będzie jedynie  służba, honor i chwała Bożego Majestatu. Jedynie i całkowicie, nie że chwała Boga i jednoczesnie moje pragnienia.

Jedynie chwała Boga.” *

*z „Szukaj Boga we wszystkim”  Anthonego de Mello

Zabierz, Panie, i przyjmij, całą moją wolność,
pamięć moją,
mój rozum i całą moją wolę,
wszystko, co mam i co posiadam. 
Ty mi to, Panie, dałeś, Tobie to zwracam.
Wszystko jest Twoje. 
Rozporządzaj tym według Twojej woli.
Daj mi tylko miłość Twoją i łaskę, 
a to mi wystarczy
św. Ignacy Loyola



Będę prawdziwy, bo są tacy, którzy mi ufają.

Będę czysty, bo są tacy, którzy troszczą się o mnie.

Będę silny, bo wiele trzeba wycierpieć. 

Będę odważny, bo trzeba odważyć się na wiele.

Będę przyjacielem wszystkich: wrogów i tych, którzy nie mają przyjaciół.

Będę dawać i zapominać o darze.

Będę pokorny, bo znam swoją słabość.

Będę patrzeć w górę i śmiać się, i kochać, i dźwigać.

Howard Arnold Wolter

Poznać Jezusa. To fundament naszej wiary.

Inaczej poznajemy Go rozumem, a inaczej sercem, gdzie jesteśmy prawdziwi. A językiem serca są uczucia. Jakie uczucia Ci towarzyszą wchodząc do kościoła? Co czujesz podchodząc do konfesjonału, kiedy sięgasz po Biblię, klękasz do wieczornej modlitwy? Ktoś powiedział, że „co sądzisz o Jezusie? to samo, co sądzisz o swoim życiu.”

Jeśli bym powiedziała, że dostałam od przyjaciela super prezent- niezwykle wyszukany, przydatny, idealny dla mnie- to mówiąc o prezencie cały czas mówię o swoim przyjacielu, który mnie zna, wie co mi się podoba, czego potrzebuję, jak sprawić mi radość. A od Boga w prezencie dostałam życie. Jeśli mówię o nim, że jest pokopane, beznadziejne, nieudane to co ja mówię o swoim Bogu?! Jeśli krytykuję siebie- swój nos, brodę, włosy, wzrost, uśmiech to podważam Jego pracę, nieomylność, starania, a może nawet miłość wyrażaną w tym prezencie. Bo czym innym jest niezadowolenie z życia a czym innym akceptacja zmiennych kolei naszego losu i zmagania się mimo trudności.

Każda sytuacja naszego życia jest Bożym darem. On nam ustawia i trudne sytuacje, i krzyże, i chwile radości. Moje życie w każdym centymetrze, KAŻDYM, jest uszyte bożą ręką dokładnie dla Mnie- żebym poznała Jezusa. Bóg nie chce trafić do Twojego umysłu ale serca, poruszyć serce sercem. Rozgrzewa nas stopniowo. Podsyca nasze serca powoli, delikatnie. To tak jak z ogniem- jeśli poleje się drewno benzyną ogień buchnie i po chwili zgaśnie. Inaczej jeśli poświęci się czas i mozolnie i dokładnie ułożysz stos. Wtedy ogień będzie płoną całą noc, trwał i tlił się.

Podobnie było ze spotkaniem Jezusa z apostołami w drodze do Emaus. Jezus mógł przyjść, powiedzieć „Witajcie, to ja, Jezus, Zmartwychwstałem! Idę powiedzieć innym, na razie.” A On spędza z nimi cały dzień, słucha ich opowieści, później sam przez kilka godzin wyjaśnia im Pisma, a dopiero wieczorem się przemienia. Po co to wszystko? Żeby dotrzeć do serc- ich i Twojego! Po to są Twoje historie życia, każda z nich. Po to Twoje życie tak się plącze, zmienia, gmatwa, po to ciągle coś się dzieje- żebyś pokochał Boga w swoim życiu, bo On w nim jest. Bóg ma dla nas nieprawdopodobną historię. Dokładnie dla każdego z nas. Zaczynamy kochać po wielu doświadczeniach, z czasem, powoli i dotyczy to zarówno miłości do ludzi jak i do Boga. Zwracasz się z prośbą do Boga- o pracę, dobrego męża, zdrowie, sukces życiowy. I On się zgadza. Dodaje jedynie od siebie, że rozłoży realizację tych planów na najbliższe 40 lat. Po to, żebyś Go w tym czasie bardziej poznał i pokochał.

Jeśli Bóg nas nudzi to nie jest to prawdziwy Bóg, a jedynie jakaś Jego karykatura. Złe oblicze Boga pozbawia życie sensu. Staje się cierpieniem dla cierpienia, bólem dla bólu, radością dla radości. Nie wypływa z tego nic głębszego, co więcej- staje się zlepkiem przypadkowych zdarzeń, które prowadzą nas donikąd.
Bóg daje możliwość żeby Go poznać, możliwość. Jezus nie przyjdzie i nie powie: „Jezus, 78kg, 1,84m, z pochodzenia Nazarejczyk, syn Maryji, z zawodu Mesjasz, miło mi.” Daje Ci doświadczenia, historię życia, w której jest zaskakujący i nieprawdopodobny.
Jezus nie stawia barier swojego poznania. To my sami je sobie stawiamy, szukamy wymówek, żeby Go nie spotkać, żeby nas nie dotknął swoją miłością. Te bariery są najtrudniejsze do przejścia. Wmawiamy sobie, że na Niego nie zasługujemy. Tylko skoro On sam tworzy nasze życie, mozolnie lepi każdy dzień, planuje każdą sekundę i doświadczenie, to jak bardzo sami siebie okłamujemy… Bóg czyni z nas swoje dzieci i pozwala nam na zuchwałość jakiej może dopuścić się jedynie dziecko w stosunku do własnych, kochających rodziców. Tak jak to ukazano w „Pasji”, gdzie Jezus ochlapał Maryję wodą. Traktujesz Boga jak tatę, którego mógłbyś ochlapać wodą w upalny dzień…?

Moje życie jest życiem Bożego dziecka. Wszystko w nim ma sens, wszystko w nim jest łaską. To jest tak wielka tajemnica, bo nie zawsze jest różowo. Mój rozum tego nie pojmuje. Ale rozum ani w miłości, ani w wierze na nic się zdadzą.

Wierzyć to znaczy uznać się obdarowanym 

 

* inspired by x. Pawlukiwicz 


„Tym, którzy szukają pocieszenia,

racz dać Panie cierpliwe ramię.

 

Wytrąconym z równowagi

niech się nie chybocze Ziemia.

Dla zmarzniętych wczesne

nadejdą roztopy.

 

Błądzący, bliscy

zaniechania poszukiwań,

wreszcie odnajdą drogę

i to od razu na skróty.

 

Trud tych, którzy z bezsilności zwątpili,

łut szczęścia owocem obsypie.

 

Porzuconych w nowe objęcia przygarnij.

Zmartwionym odmaluj

przynajmniej sen pokrzepiający.

 

A mnie daj taką ufność,

co – choć sama ślepa –

podeprze moje kalekie modlitwy”

 

*by Martynka, from http://marsilka.wordpress.com/

Krzyż z San Damiano.
Pochylam się nad nim z głową i sercem pełnymi spraw, próśb, intencji. Patrzę na ten Krzyż, mówię o swoich problemach, monolog, trochę jak lista zakupów. I w pewnym momencie, otrzeźwienie- jak wiadro zimnej wody, głos Jezusa: „Spójrz na mnie, Ja nic nie mam, NIC, nawet z szat mnie obnażyli, skrępowali moje ręce, więc nic nie mogę nimi uczynić. Jedyne co mam i co mogę Ci dać to JA. Nie oderwę dłoni od krzyża ale jestem cały dla Ciebie, bezbronny wobec Twoich zamiarów i jeśli chcesz uczyń ze mną co zechcesz. Ja Ciebie przytulić nie mam jak ale Ty możesz całą sobą przylgnąć do Mnie. Swoim życiem do mojego życia. Czekam tu na Ciebie i dla Ciebie”

Wolność którą Jezus nam daje. Wolność wyboru, wolność decyzji, wolność odejścia i powrotu.

Wolność. Świat ma milion pomysłów na nasze życie. Nasi rodzice, przyjaciele, znajomi, wykładowcy. Wszyscy wiedzą czym powinniśmy się zająć w przyszłości, jak spędzić swoje życie. A ja? czy ja wiem jak chciałabym przeżyć swój czas? Czy wiem czego wymaga ode mnie Bóg? Jaki jest Jego plan mojego zbawienia?
Wyjazd do Asyżu dał mi 10 dni. 10 dni wyrwania z mojego codziennego życia, robienia wielu rzeczy automatycznie, bez zastanowienia jaki jest tego sens, czy przynosi to pożytek mojej duszy. 10 dni pozbawionych masek, udawania, dni prawdziwości, kiedy oddaję się cała w ręce innych ludzi i daję im możliwość pokochania mnie prawdziwej. A co najważniejsze- 10 dni pustyni z Bogiem, słuchając Jego głosu, szukając Jego woli i Jego planu. Drogi, której celem jest moja świętość. Bo życie świętych niczym nie różni się od naszego.

Święty Franciszek też nie urodził się od razu święty. Tak jak każdym młodym człowiekiem, targały nim wątpliwości, czy dobrze robi, jaka jest wola Boża, co powinien zrobić ze swoim życiem, którą drogę wybrać. Krzyczał do Boga w San Damiano: „Powiedź mi, co mam czynić!”. I nie ustawał w tym poszukiwaniu woli Pana. Właśnie dlatego, że poszukiwał i chciał usłyszeć Boga, Jezus przemówił do niego z krzyża. Pójście za Bożą wolą wymagało ogromnego radykalizmu, podjęcia ryzyka, rezygnacji z dotychczasowego życia i planów na przyszłość. w 100%, bez półśrodków. Podobnie jest z nami – musimy umieć uniezależnić się od woli rodziców, znajomych, planów świata na nasze życie, żeby móc samemu zdecydować, co chcemy czynić w życiu. Nie możemy zostawiać sobie furtek bezpieczeństwa. Powinniśmy zaryzykować i oddać się Bogu w całości. Albo jesteśmy zimni albo gorący. Pan Bóg nas nie unieszczęśliwi, tylko trzeba Mu zaufać.

Nic mi nie dawaj Jezu, tylko Siebie mi daj.

JEZU MOJE WSZYSTKO!

Umrzeć z Chrystusem. Umrzeć dla Chrystusa. Umrzeć dzięki Chrystusowi.

Najważniejsze jest to, czego nasze oczy nie są w stanie dostrzec. A umysł pojąć. Bo czasem trzeba po prostu uwierzyć i zaufać.

Jezus Zbawia, wszystkich. Jezus Zmartwychwstał, dla wszystkich. Jezus jest Życiem, dla wszystkich!

„Mighty to save” by Michael W. Smith

Potrzeba nam wspołczucia
Miłości doskonałej
Niech łaska zmieni nas
Potrzeba przebaczenia
Dobroci Zbawiciela
Nadziei ludzkich serc

REF.: Zbawca
Może ruszyć góry
On ma moc by zbawić
Ma moc by zbawic mnie
Na zawsze autor odkupieinia
On powstał, zwyciężył śmierć

Więc weź mnie, oto jestem
Słaby i bezradny
Wypełnij znowu mnie
Oddaję swoje serce
Bo jesteś tego warty
Poddaję dzisiaj się

Rozpal płomień, niech świat ujrzy znów,
prosimy,
jesteś warty – Zmartwychwstały Król

http://www.youtube.com/watch?v=8rQXU56se1k


 „Tak kochasz Boga jak jesteś wobec Niego otwarty. Tak kochasz ludzi, jak jesteś wobec nich otwarty.  To jak z kwiatem- dopóki się nie otworzysz nikt nie dostrzeże Twojego prawdziwego piękna. Ale jak to zrobisz istnieje ryzyko, że ktoś może Cię zerwać. Ale miłość wymaga ryzyka.”

Otwartość…
Otwartość czyni nas bezbronnymi. Odsłania nas na świat, zdradza wszystko o nas. Przez nią pozwalamy poznać się dogłębnie i to nas przeraża. Broniąc się przed ogarniającym nas lękiem budujemy sobie bezpieczne schronienia. Miejsca, gdzie jesteśmy lubiani albo przynajmniej potrzebni. Kłopot z opancerzeniem się przed trudnościami rzeczywistości polega na tym, że ta sama stal, która chroni nas przed utratą życia uniemożliwia nam otwarcie się na sygnały, emocje i uczucia z zewnątrz, którymi chce nas świat obdarzać. Bardzo się boimy, żeby się coś nie wydało, o naszej rodzinie, przeszłości, wierze. Bo sobie o nas pomyślą. Okazuje się wtedy, że mamy twarze eksportowe- do biura, na uczelnię, dla sąsiadów, do konfesjonału. Dajemy z siebie część, a kawałek chcemy zachować dla siebie, gdzieś go ukryć. Można grać przez lata 24h na dobę. Taki mechanizm z autopilotem- na widok profesora, księdza, rodziców, znajomych- włącza się nam to eksportowe „Ja”. A Bóg jest obecny w Tobie prawdziwym. Jeśli nie znajdziesz siebie prawdziwego- nie znajdziesz Boga. Jesteśmy wielcy i mali jednocześnie i dopóki tego nie skleimy, nie staniemy się zintegrowani nie znajdziemy Boga. Na tym polega czysta miłość- że nic nie mam do ukrycia. Na pozwoleniu na czytanie moich maili, zaglądaniu do szuflad, szafek w domu, pracy, na uczelni. Człowiek czysty nie ma nic do ukrycia, jest wolny i prosty. Woda nas oczyszcza, obmywa i rujnuje. Zmywa z nas wszystkie maski, eksportowe fryzury, makijaże, przyklejane uśmiechy. Woda wszystkich nas równa. Cały nasz teatrzyk tonie. I tego się boimy i z Bogiem chcemy pertraktować. „Tutaj żeby zamoczyć, ale ostrożnie żeby tamtego nie dotknąć, bo się zmoczy i zepsuje. Dużo Ci Boże dam ale tego nie, tego nie ruszaj, to zostaw.” A zanurzyć się trzeba całemu. Wszystko to wszystko. I wobec Boga,i wobec świata, i innych ludzi.

Czas Męki Pana wymagał od Apostołów świadectwa, przyznania się do Jezusa. Uczniowie byli przy Jezusie dzień w dzień przez kilkanaście lat. Lecz jak się później okazało zabrakło im odwagi do przyznania się, że Go znają. A ja? Czy mam odwagę przyznać się, że Jezus jest dla mnie ważny? Czy mam odwagę mówić o nim otwarcie? Ile wątpliwości rodzi się jak mijamy kościół na ulicy a idziemy z kimś znajomym. Jak bardzo przyspiesza nam serce jak jemy z kimś obiad- przeżegnać się czy się nie przeżegnać, uklęknąć jak ksiądz idzie ulicą z Najświętszym Sakramentem czy nie. Boimy się zdradzić, bo przez to dajemy innym znak że Bóg jest dla nas ważny. Pozwalamy innym zakwalifikować nas do katolików i później nas z tego rozliczać. A ludzie często postrzegają tych związanych z kościołem jako świętych, którzy nie popełniają błędów, a to nieprawda. To nie cnoty, a grzechy prowadzą nas do Boga, bo uświadamiają nam jak bardzo jesteśmy od Boga zależni, jak bardzo ułomni bez Jego łaski i jednocześnie jak bardzo święci możemy się stawać dzięki Bożej mocy. Nikt nie lubi być pokorny, a chrześcijaństwo wymaga od nas PUBLICZNEJ pokory. Być świadkiem to znaczy przylgnąć do Chrystusa i potem iść o tym przylgnięciu opowiedzieć ludziom.

Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa naszego Pana, ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Bożej. 

2 TM 1, 4-8

„Nie bój się opinii świata. Chciej, żeby Chrystus miał o Tobie dobre zdanie”
Jezus nas zna! Wie o nas WSZYSTKO, czy tego chcemy czy nie, On wie WSZYSTKO i pomimo to chce z nami rozmawiać!

Pędzę. Jak oszalała, na oślep przed siebie. A jak się tak pędzi, to wiadomo, że trudno jest zobaczyć, co mija się po drodze. Nie mówiąc już o zastanowieniu się, czy w dobrą stronę pędzę, czy może się zgubiłam. I nie są to puste słowa, które ciągle się słyszy- o wyścigu szczurów, pogonią za karierą, zaszczytami. Naprawdę mam poczucie, że nie mam planu na swoje życie, nie mam go przemyślanego, alternatywy.

To, co robię zajmuje mi cały czas. Studia, dom, zakupy, obiad, Msza, wieczorem nauka, kolacja, PŚ. Zamknęłam się w tym świecie (do niedawna w dodatku pozbawionym MŚ i PŚ) i od paru ładnych lat nie byłam w stanie nicości, pustki umysłowej, stanie niezwiązania z tu i teraz, gdzie mogłabym znaleźć siebie i swoje pragnienia. Miejsca, w którym cisza byłaby tak przejmująca, że usłyszałabym najbardziej odległe, od lat odrzucane przeze mnie myśli, wątpliwości.

Pustyni!

Pustyni, gdzie mogłabym spotkać Boga. Ale nie takiej jednodniowej albo kilkugodzinnej. Nie tej godziny wieczornej modlitwy kiedy nie zdążę się skupić a już padam ze zmęczenia i oczy same mi się zamykają. Na pustyni nie ma się bywać, na pustyni trzeba pożyć żeby coś zrozumieć.
Jezus w swojej wszechmocy potrzebował 40 dni wyciszenia, 40 dni słuchania Boga, 40 dni poznawania Jego planu zbawienia. 40 DNI! Ilu w takim razie dni ja potrzebuję, żeby zrozumieć Boga i Jego zamysły w stopniu zaawansowania choć w jednej milionowej zbliżonym do Jezusowego? A jedyna okazja kiedy pozwalam Bogu mówić to podczas Mszy Św i na wieczornej lekturze PŚ. Minuty dla Boga, który jest wiecznością…

I trwam tak w tym obecnym stanie bez odwagi,  żeby się stąd wyrwać, bo zawsze czegoś szkoda- bo sesja, bo koło, bo wejściówka, bo magisterka, bo lab… Bo szkoda zmarnować czas, stracić rok. Ciągle czegoś szkoda, coś jest ważniejsze. A przecież ja nie walczę o rok, dwa, 10 lat ale o wieczność!  Rodzina, znajomi i inni powiedzą mi, że nie mam ważniejszych problemów dlatego zajmuję się takimi wyssanymi z palca, że brak pracy, choroba, bezdzietność to są prawdziwe problemy. Jasne, to są ważne sprawy ale czy na pewno niezbędne dla mojego zbawienia? Czy te studia to wszystko na co mnie stać, wszystko czym mogę chcieć Bogu zaimponować, co mogę zrobić by był ze mnie dumny?
Być może te studia są miejscem, gdzie Bóg chce mnie zbawić, ale czy ja na pewno Go o to zapytałam? Czy dałam sobie szansę Go usłyszeć? Chyba nie do końca…

Potrzebuję PUSTYNI i jej ciszy.

„Słuchać i słyszeć Pana to tylko połowa sukcesu. Druga połowa to skorygować swój sposób myślenia i postępowania z tym, co słyszę.”
o. Michał

http://www.youtube.com/watch?v=sSjtd4cLKic


Sprawa Tomka.
Chciałabym żeby od razu porozmawiał z o. Piotrem, żeby od razu wszystko się zmieniło. Ale Bóg chciał inaczej- o. Piotr wróci za tydzień, wyjechał na rekolekcje. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy gdy się o tym dowiedziałam- że to będzie jeden z moich najtrudniejszych i najdłuższych tygodni. Ale teraz zaczynam rozumieć.

Bóg uzdrawia z cierpień fizycznych i duchowych ludzi wierzących w Jego moc i tylko dla wzrostu wiary. W tym przypadku nie chodzi tylko o wiarę Tomka. Jak wielki jest to egzamin z mojej wiary i ufności. Jak wielopłaszczyznowo testowane jest moje zawierzenie Bogu.
Po pierwsze wiara w wolę Bożą. Wydawać by się mogło, że Bóg chce zbawienia człowieka. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości! Ale Bóg widzi szerzej, dalej, głębiej, dokładniej, perfekcyjnie. I być może to nie ten czas dla Tomka, może on ma teraz odejść, żeby wręcz zderzyć się z Bogiem na innym zakręcie swojego życia? Jeśli Bóg odpowie teraz na moją modlitwę mówiąc „poczekaj” albo „nie” to czy moja wiara jest wystarczająco silna żeby pozwoliła mi się na to zgodzić, przyjąć z pokorą Bożą decyzję?
„Wiara to nie klucz, który otwiera magiczne drzwi, za którymi czeka nas natychmiastowe uzdrowienie czy bogactwo. Wiara to przekonanie, że Boża odpowiedz jest tak samo pełna miłości, kiedy mówi On „tak”,  jak i wówczas kiedy mówi nam „nie”.*” To jest tydzień dla mnie. Tydzień na sprawdzenie mojej wytrwałości w modlitwie, mojego zaufania, mojej Wiary.
Boża wola nie jest jedynym aspektem, który jest „badany”. Bo musi paść pytanie czy wierzę w Ducha Świętego, który przemawia przez osobę bierzmowaną? Czy wierzę, że przemawia przez o. Piotra? Czy wierzę, że poprzez sakrament kapłaństwa sam Bóg go namaści, wybrał i posłał dając mu swą moc? Czy jeśli padną jakieś niewygodne, trudne słowa, ciężkie do przyjęcia, jeśli Tomek się ode mnie odwróci i będzie miał do mnie pretensje z powodu o. Piotra to czy zachowam wiarę, że to były naprawdę Boże słowa? Czy wierzę, że o. Piotr jest wybrany przez samego Jezusa?
Uzdrowienia mają służyć wzrostowi wiary. Ale ja nie chcę wystawiać Boga na próbę, mówić mu: „OK., jak uzdrowisz Tomka uwierzę bardziej.”Bo powinnam wierzyć bardziej bez względu na to. Powinnam wierzyć, że Bóg, jeśli pozwoli mu teraz na wolność decyzji to i tak go nie zostawi, bo nie zostawia nikogo. Powinnam mieć pokorę, bo zamysły Boga są tak niepojęte, że nie jestem w stanie ich zgłębić a swojej ludzkiej marności, nawet wtedy wierząc. Wierzyć czyli ufać, kiedy cudów nie ma. I trzeba tu pamiętać, że to nie sprowadza się do bierności, uznania że Bóg już wszystko postanowił. Postanowił, ale nas kocha i jeśli jest to zgodne z Jego wolą i będziemy Go o coś usilnie prosić to da nam. Może nie już, nie teraz, za tydzień, rok, 10 lat. Ale trzeba Boga prosić z ufnością!

„Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”  Łk 22, 42.

„Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić” Mt8, 2.

Jeśli chcesz Panie!

*z „Matka Angelica odpowiada”

Maj 2024
N Pon W Śr Czw Pt S
 1234
567891011
12131415161718
19202122232425
262728293031